Projektując na potrzeby zleceniodawców spotykamy się z różnymi sposobami wyceniania naszej pracy. Jedną z nich – często sugerowaną na przykład przez agencje dla których tworzy się jako podwykonawca – jest praca „na godzinę”, czyli wycena naszej pracy nie w zależności od efektów, ale od tego ile czasu spędzimy nad danym zleceniem.
Podejście to na pierwszy rzut oka wydaje się być całkiem logiczne. Tego typu obliczenia początkującym sugerują też projektanci na grupach na Facebooku czy w innych miejscach w których osoby te poszukują pomocy. Z mojej perspektywy rozwiązanie nie jest optymalne i prowadzi do szeregu negatywnych skutków, które odbijają się i na naszych zarobkach i na projektach, które tworzymy.
A więc dlaczego nie lubię godzinówki?
Krzywdzi osoby pracowite i sprawia, że mniej się staramy
Jestem fanką szybkiej pracy, optymalizacji swoich działań i wykorzystywania nowoczesnych rozwiązań do tego, aby robić jak najwięcej i przy okazji nie narobić się aż tak bardzo. Lubię nowe oprogramowanie, sprawnie wyłapuję wzorce, a później staram się je stosować podczas codziennej pracy. Wypracowanie ich (czy to w projektowaniu stron, czy chociażby w tworzeniu banerów do sieci) oczywiście trwa, jednak później – z biegiem czasu – zwraca się to w postaci szybszej pracy.
Przy wycenie godzinowej żadna z tych czynności nie ma sensu, bo (pomijając własne ambicje) zupełnie nic nam to nie daje. Osoba, której najzwyczajniej w świecie się nie spieszy zarobi więcej niż ta, która dokładnie tą samą pracę wykona szybciej, a więc powinna teoretycznie zostać za to nagrodzona.
Brak motywacji doprowadza do tego, że przestajemy chcieć się rozwijać.
Oczywiście można powiedzieć, że nasze stawki przecież nie muszą stać w miejscu i w miarę rozwoju powinniśmy je i tak podnosić. To prawda. Mimo wszystko negocjowanie ich (na przykład z agencją dla której pracujemy) w momencie, kiedy udało nam się znaleźć sposób na szybsze wykonanie konkretnego zadania będzie trudne i może skończyć się porażką.
Im mamy większe doświadczenie, tym paradoksalnie – zarabiamy mniej
Jako graficy ciągle inwestujemy w siebie – zapisujemy się na kursy, jeździmy na konferencje, aktualizujemy sprzęt i oprogramowanie. Robimy to wszystko po to, aby być lepszymi, a co za tym idzie – także pracować szybciej, bardziej efektywnie i z lepszym skutkiem. Wycena godzinowa (zakładając, że nie będziemy jej zmieniać z biegiem czasu), sprawia, że wszystkie nasze inwestycje zamiast przynosić zyski – doprowadzą nas do straty. Osoba początkująca, która nie jest jeszcze biegła z oprogramowaniem graficznym, za to samo zlecenie, przy tej samej stawce, zarobi więcej na początku swojej drogi niż wtedy, gdy się podszkoli i będzie działać sprawniej.
Obecnie w ramach praktyk studenckich współpracuję z młodą projektantką, która z jednej strony jest bardzo zdolna, z drugiej jednak – nie wypracowała sobie jeszcze technik usprawniających pracę i w związku z tym realizacja prostych, pozornie powtarzalnych zadań, trwa zdecydowanie dłużej niż wtedy, gdy robię je ja. Doprowadziło to do ciekawej sytuacji, w której zlecenia, które dla mnie były bardzo korzystne cenowo (przeliczając właśnie na stawkę godzinową) dla niej okazują się być na granicy sensowności ich wykonywania – bo trwa to po prostu za długo. Taki prosty przykład najlepiej pokazuje, jak niewspółmiernym do efektów pomysłem jest wycena godzinowa w przypadku tego typu realizacji.
Oczywiście możecie powiedzieć, że zawsze można podnieść ceny i to prawda, jednak klientowi będzie znacznie trudniej zrozumieć bardzo wysoką stawkę godzinową (szczególnie jeśli porówna ją do swojej, wynikającej z pracy na etat) niż wysoką cenę za projekt co do którego czasu realizacji nie ma pełnej świadomości. Klienci bardzo rzadko analizując naszą stawkę godzinową wezmą pod uwagę dodatkowe zobowiązania, jakie ma każdy przedsiębiorca – takie jak podatki, czynsz czy abonamenty za oprogramowanie.
Wymaga od nas dużej dyscypliny
Praca na godzinę, to także duża dyscyplina, jeśli chodzi o czas i podejście do jej wykonywania. Działając w ten sposób nie powinniśmy pozwalać sobie na przerwy, odbierać w tym czasie telefonów czy odchodzić na dłużej od komputera. Ma swoje plusy, bo działa na nas nieco jak Pomodoro, jednak w moim wypadku często było to po prostu nierealne (bo telefon sam się nie odbierze, a są też maile, na które odpisać trzeba od razu).
Kwestią wartą rozważania podczas pracy godzinowej jest także sam proces projektowy – czy do wyceny powinniśmy liczyć czas odpisywania na maile, logowania informacji o przepracowanych godzinach albo ten, który spędzamy chociażby na Behance poszukując inspiracji? Idąc dalej – jak klient powinien weryfikować ten czas? Mi całe szczęście nigdy nie zdarzyło się pracować „z monitoringiem”, znam jednak historie w których graficy korzystają z rozwiązań online za pomocą których zleceniodawca może podglądać przez cały czas to, co robią i weryfikować, czy akurat pracują nad jego zleceniem. Z jednej strony jest to rzecz zrozumiała – każdy chce wiedzieć za co płaci – ze strony projektanta może to być niekomfortowe i prowadzić do frustracji.
Trudno wycenić projekt
Wyceniając swoją pracę na godzinę, pierwszy problem pojawi się już w momencie kontaktu z klientem – wtedy, gdy poprosi nas o konkretny koszt wykonania zlecenia. Nie każdy klient może zgodzić się na tego typu podejście.
Możemy oczywiście umówić się z nim na konkretną ilość godzin – na przykład 4 na zaprojektowanie ulotki – co jednak, jeśli projekt uda nam się przepracować szybciej? Z pewnością nie chcielibyście „kasować” od zleceniodawcy mniej. A co wtedy, gdy poprawek będzie sporo i realizacja się „rozwlecze”? W takim wypadku raczej będziecie oczekiwać dodatkowej zapłaty. Ponadto podczas wyceniania tego typu projektu warto wziąć także pod uwagę własne niedyspozycje i problemy. Z pewnością każdemu z Was zdarza się mieć gorszy dzień albo trafić na projekt, który nie do końca „czujecie” i który w związku z tym wymagać będzie nieco więcej wysiłku. Kto w takim wypadku ponosić będzie koszt dłuższej pracy?
Jak widać, otwarta wycena godzinowa doprowadzić może do problemów już podczas nawiązywania pierwszego kontaktu z klientem – przy ustalaniu ceny i samego sposobu pracy. To niepotrzebne punkty zapalne, których moim zdaniem powinniśmy unikać.
Nie oznacza to jednak, że praca na godzinę nie jest kusząca. Przy odpowiednich stawkach pozwala nam ona na bardzo precyzyjne obliczenie przewidywanych zarobków, co w działalności na własny rachunek jest czymś pozytywnym. Z drugiej jednak strony – stały dochód to także brak możliwości zwiększania zarobków. Wyceniając projekty powinniśmy być świadomi tego, że niektórzy klienci są w stanie (i powinni) zapłacić za naszą pracę więcej niż inni – projekt logo dla korporacji nie powinien kosztować tyle, co dla lokalnej piekarni.
Kiedy wycena godzinowa?
Jak widzicie, wycena godzinowa ma sporo minusów, nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy z niej nigdy korzystać. Sama czasem w ten sposób rozliczam swoją pracę z całkiem dobrym skutkiem. W jakich przypadkach?
Przede wszystkim wtedy, gdy pracuję ze stałymi klientami, dla których wykonuję stosunkowo proste rzeczy – podmianę tekstów, aktualizację czegoś na stronie, drobne grafiki i inne elementy, których wykonanie zajmuje mi od 15 minut do godziny oraz w sytuacjach, gdzie czas jest bardzo istotny. W takim wypadku mailowa akceptacja ceny dla każdego małego zlecenia zajmowałaby po prostu za dużo czasu, co byłoby stratą i dla mnie i dla klienta.
Pracując w ten sposób warto jednak pamiętać o kilku podstawowych zasadach, które pozwolą nam optymalizować zyski i przede wszystkim – nie tracić na takim podejściu:
- Odpowiednie przedziały czasowe – zanim rozpoczniemy współpracę „na godzinę” warto ustalić z klientem na jakiej zasadzie będziemy się rozliczać, a mówiąc dokładniej – jaka jest najmniejsza jednostka czasu, którą bierzemy pod uwagę. W zależności od tego jakiego typu zlecenia wykonujecie, może to być 15 minut, pół godziny albo po prostu godzina. Co ciekawe – spotkałam się nawet z pojęciem dniówki. W tamtym wypadku dotyczyło to co prawda pracy programisty, jednak jest to ciekawa alternatywa wtedy, gdy wykonujecie nieco większe zlecenia wyceniane w zależności od spędzonego nad nimi czasu.
- Proste zapisywanie czasów – pracując na godzinę łatwo wpaść w sytuację, w której więcej czasu zajmuje nam zapisywanie informacji o przygotowaniu jakiejś grafiki niż samo jej wykonywanie. Ja pracując w ten sposób staram się ograniczać ilość zapisywanych informacji – zazwyczaj jest to po prostu nazwa zlecenia oraz przepracowany czas – godzina, pół godziny lub 15 minut. W ten sposób mogę łatwo wyliczyć ostateczną kwotę do zapłaty. O
- Tylko dla zaufanych klientów – wycena godzinowa moim zdaniem powinna być zarezerwowana jedynie dla klientów, którym ufamy i którzy ufają nam. Nie powinniśmy doprowadzać do sytuacji, w której rozliczamy się godzinowo z klientem, który nie darzy nas zaufaniem i będzie miał wątpliwości co do prezentowanych przez nas stawek, godzin i wyliczeń. W takim wypadku łatwiej rozliczać się za projekt, a na stawkę godzinową przejść dopiero po dłuższej współpracy.
Do czego jeszcze można wykorzystać godzinówkę?
Chociaż uważam, że w większości wypadków godzinówka jest złym rozwiązaniem, jest jeden przypadek, w którym może nam ona pomóc. Mówię tutaj o wycenie własnej pracy – podczas sporządzania ofert na zlecenia, których wcześniej nie wykonywaliśmy. W ten sposób wycenić możemy chociażby proces projektowania logo składający się z kilku godzin researchu, kilku godzin szkicowania i w końcu – kilku godzin digitalizacji projektów. Tego typu kalkulacja może pomóc nam wycenić swoją pracę szczególnie wtedy, gdy chcemy zmienić podejście (dodać nowy etap), albo po prostu zweryfikować czy stawki jakie aktualnie stosujemy są adekwatne do nakładów czasowych poświęconych na pracę.
Podczas tego typu wyceny polecam Wam jednak nie informować klienta o stawce godzinowej, a stosować ją jedynie dla siebie – do własnych kalkulacji. Jak ją wyliczyć? Najlepiej preferowane zarobki powiększyć o koszty prowadzenia działalności i podzielić przez ilość godzin, jaką chcemy przepracowywać miesięcznie.
A jakie jest Wasze spojrzenie na pracę przy wycenie godzinowej? Zdarza się Wam tak współpracować? Jak się to sprawdza?