Ma 16 lat doświadczenia w branży, a w tym czasie działał solo, ale też założył własne studio. W zaledwie 2 lata zespół Symbolu poszerzył zakres usług i dziś oddaje klientom gotowe, złożone produkty. Jak wyglądała branża, kiedy zaczynał, co się zmieniło i co by robił, gdyby nie został projektantem? O tym i wielu innych ciekawych aspektach pracy designera rozmawiamy z Mateuszem Pałką.
Cofnijmy się na moment kilkanaście lat wstecz do początków Twojej przygody z projektowaniem. Czy pamiętasz, jak wyglądała wtedy branża? Co było trzeba umieć, żeby „odnieść sukces”?
Jest to trudne pytanie, ponieważ trudno jest mi zdefiniować „sukces”. Dla każdego może oznaczać coś innego. Może być definiowany przez pryzmat wygranych konkursów, zarobków, świetnego portfolio, zdobytych klientów lub ilości zatrudnianych osób. Każdy z tych elementów z osobna może być wyznacznikiem sukcesu jak i również każdy z nich nie musi nim być.
Cofając się wstecz dla mnie osobiście „sukces” definiowany był przez pryzmat projektów, ich prezentacji czy obszerności — może i jest to dosyć naiwne, natomiast w tamtym czasie, mając wiedzę na tym poziomie, który posiadałem, tak właśnie było. Nieszablonowe projekty ze świetnym warsztatem technicznym, które zostały wdrożone, a dodatkowo całość udokumentowana zdjęciami robiła na mnie największe wrażenie. Duże realizacje postrzegałem jako wyznacznik dużych klientów, nawet jeśli nie znałem ich wcześniej.
Dlaczego „naiwne”? Często się zdarza, że klient „przyciąga” kolejnego, a jeśli to duża marka, to tym lepiej.
Naiwne, ponieważ z perspektywy czasu i aktualnej mojej pozycji nie zdefiniowałbym już tego jako sukces. Na tę chwilę, sukcesem mógłbym określić poziom całego zespołu projektowego, wynagrodzenie, które można im zagwarantować, ilość ciekawych zapytań czy relacje budowane z klientami. Są to rzeczy, których nie widać na zewnątrz, które są trudne do zdefiniowania na pierwszy rzut oka, ale to właśnie one są dla mnie wyznacznikiem sukcesu.
Owszem, każdy nowy projekt może przyciągnąć kolejnego, większego klienta, ale — jak wspomniałem — dla mnie osobiście nie jest już to wyznacznikiem sukcesu, tym bardziej że to właśnie te duże marki są trudniejsze w realizacji, nie z perspektywy skali, ale ze względu na rozmytą decyzyjność. W większych strukturach wydelegowane jest dużo więcej osób do nadzorowania procesu, co generuje problemy komunikacyjne czy ciągłą zmianę założeń. Oczywiście nie jest to stała, natomiast z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że segment małych firm, jest przyjaźniejszy w całym procesie niż klient korporacyjny.
A co sądzisz o branży projektowej dzisiaj? Jak zmieniły się lata i co Twoim zdaniem trzeba umieć dzisiaj, żeby z powodzeniem realizować projekty.
Świat się zmienia, a to oznacza, że nasza praca również ewoluuje. Digitalizacja marek, rozwój portali społecznościowych wymusza na nas jako projektantów eksplorację nowych umiejętności. Umiejętności, które kiedyś były uważane za te najwyższego poziomu, dzisiaj już stają się tymi podstawowymi albo się zdewaluowały (np. Photoshop).
Nasi klienci stają coraz bardziej świadomi, przez co ich wymagania automatycznie rosną. Na szczęście następstwem tego jest również pozytywny aspekt, czyli jeszcze większe sprofesjonalizowanie naszej branży. Zmienia się postrzeganie nas, projektantów, z poziomu osób realizujących grafikę na osoby, które mają wejść w daną organizację, poznać ją, jej grupę docelową, jej konkurencję, zdefiniować oraz rozwiązać problemy marki.
Dla mnie osobiście wiedza stricte biznesowa, zrozumienie danej branży, wiedza marketingowa, psychologiczna, bycie na bieżąco z nowymi technologami i, co najważniejsze, świadomość i zrozumienie, w jakim kontekście projektujemy, i jaką rolę ma spełniać nasz projekt, to umiejętności, które aktualnie widzę jako te najistotniejsze.
Photoshop się zdewaluował? Rozwiniesz tę myśl?
Tak jak kiedyś był on moim głównym narzędziem pracy, które służyło do tworzenia key visuali, projektowania stron, aplikacji, prezentacji dla klientów, postów pod social media, tak aktualnie używam go raz na kilka miesięcy i tylko do celu, w którym został pierwotnie stworzony, czyli retuszu zdjęć. Rozwój innych wyspecjalizowanych programów takich jak Figma sprawił, że aktualnie staje się on dla mnie narzędziem mało przydatnym i spokojnie mógłbym się bez niego obejść.
Czy miałeś jakieś wątpliwości przed założeniem studia? Jaki był pomysł na Symbol, co się udało, a co wyszło inaczej, niż zamierzałeś?
Wątpliwości zawsze się pojawiają, freelance — bo tym właśnie na początku było Symbol Studio — to jednak spore ryzyko. Tym bardziej że firmę zakładałem w momencie, kiedy rodził mi się syn — także z tyłu głowy zawsze masz myśli, że mogą pojawić się problemy z płynnością finansową i zleceniami.
Od zawsze do projektowania podchodziłem w sposób pragmatyczny. Zawsze uważałem, że to, co robię, musi przekładać się na aspekt biznesowy klienta. Dlatego zakładając Symbol, stawiałem na zapotrzebowanie, które definiował rynek. Było wiele świetnych firm brandingowych, które realizowały bardzo dobre identyfikacje albo było wiele bardzo dobrych firm, zajmujących się product designem i stronami. Natomiast bardzo rzadko zdarzało się, by te dwie dziedziny uzupełniały się i były ze sobą dobrze zintegrowane. Chciałem, by fundamentem mojej marki był branding, który skupia na trzech aspektach: identyfikacji wizualnej, stronach internetowych oraz ideach. Te trzy elementy miały być mocno ze sobą połączone, tak aby identyfikację marki można było w łatwy sposób przełożyć na stronę internetową, pokazując jej pełne spektrum przez pryzmat idei, którą chcemy przedstawić.
Coraz szybsza digitalizacja sprawiła, że dochodziły kolejne aspekty, jak na przykład animacje. Mocno zacząłem również skupiać się na animowanych znakach jak i mikro interakcjach.
W międzyczasie coraz śmielej eksplorowałem świat strategii i procesowego podejścia do projektowania, co finalnie bardzo mocno pomogło mi w sprzedaży. Nieco więcej na ten temat opowiem podczas konferencji.
Z założenia Symbol Studio miał realizować projekty, które nie będą zdefiniowane konkretnym rynkiem czy branżą. Spektrum różnych projektów miał komunikować klientom „hej, tutaj zrealizujesz projekt niezależnie od twojej branży” i na początku faktycznie tak było. Realizacje od opakowań maści, firmę odzieżową po software house, dawał takie poczucie. Z czasem ta tendencja się zmieniła i finalnie po trzech latach okazało się, że większość klientów jest z segmentu IT. Dopiero po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że pozwoliło to wejść w pewną niszę — było bardzo mało firm brandingowych, które realizowały projekty w podobnych segmentach.
Segment IT to miejsce, w którym można robić fajne projekty?
Myślę, że w każdym segmencie rynku można robić fajne projekty. Wiele od nas samych zależy, jak poprowadzimy dany projekt i jak mocno jesteśmy w stanie przekonać klienta do pewnych rozwiązań. Mam też poczucie, że rozwój technologii to nowe możliwości, które nie tylko sprawiają sporo frajdy w poznawaniu, testowaniu i zabawie nimi, ale dają możliwość implementacje ich szybciej niż w innych branżach. Ta branża jest nieco bardziej „chłonna” na nowe rozwiązania.
Dobra, to teraz trochę o Tobie. „Twórca znaków, identyfikacji wizualnych, animacji, wizualizacji 3D oraz stron www.” - czy to oznacza, że jesteś „człowiekiem orkiestrą”?
Nie wiem, czy bym siebie tak nazwał (śmiech), raczej to chęć eksploracji, szukania nowych technik, pogłębiania wiedzy, ale też rozwiązywania problemów, które generowały współprace z zewnętrznymi podwykonawcami. Żyjemy w świecie, gdzie przystępność narzędzi jest na bardzo dużym poziomie i nauka programów nie wymaga godzin czytania podręczników, a raczej parę dni spędzenia na YouTubie. Kwestia tylko czy chcemy i jak chcemy się rozwijać.
Biegła obsługa programów wymaga chyba więcej, niż kilku dni na YouTube?
Maksymalnie wyspecjalizowanie się w danym oprogramowaniu oczywiście, ale poznanie oprogramowania w celu realizacji określonych elementów potrzebnych do konkretnego projektu, już niekoniecznie. Są oprogramowania, które można nauczyć się bardzo szybko, są też takie, które można określić jako „kombajny” i poznanie ich w pełni wymaga miesięcy nauki. Pytanie tylko, czy zawsze musimy wiedzieć o wszystkich funkcjach i możliwościach danego oprogramowania, czy nie lepiej skupić się na tych, które realnie są na potrzebne w danej chwili.
Sam z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w świecie 3D jestem laikiem. Nie potrafię modelować zaawansowanych przedmiotów, znam podstawy teksturowania, a z animacji robię najprostsze rzeczy. Skupiłem się za to na innych aspektach, czyli jak poruszać się w tym środowisku, jak operować światłem, jak teksturować wykorzystując gotowe bazy, jak posługiwać się prawidłowo kamerą i optyką w 3D. Są to elementy dla mnie wystarczające, by realizować konkretne sceny 3D do projektu, które realizuję, a z każdym kolejnym zleceniem staram się pogłębiać wiedzę i uczyć czegoś nowego. Taki model pozwala mi pracować bardziej efektywnie — nie tracąc czasu na naukę funkcji, które finalnie nie będą mi nigdy potrzebne lub o których zapomnę po jakimś czasie.
Skoro nie nauka narzędzi, to co jest najtrudniejsze w pracy projektanta?
W świecie, w którym dominują portale społecznościowe oraz serwisy streamingowe, zachowanie w sobie tej ciekawości to najtrudniejsze zadanie. Jesteśmy ciągle bodźcowani, odwracana jest nasza uwaga, co finalnie przekłada się na chęć, a raczej niechęć do rozwoju.
Dodatkowo przez to, że nasz świat pędzi w zastraszającym tempie. Marki dużo szybciej się zmieniają i dostosowują do nowych segmentów rynku, dlatego my również musimy adaptować się do nowych wymagań czy technologii, starając się przy tym nie zatracić pasji do tego co robimy.
Reasumując, myślę, że najtrudniejsze w naszej pracy są rozwój osobisty oraz adaptowanie się do nowych warunków.
Na stronie Symbol Studio szczegółowo opisujecie proces projektowy. Czy możesz zdradzić, który etap najtrudniej zrealizować z klientem?
Nasz proces projektowy jest podzielony na kilka etapów, w których przechodzimy wraz z klientem od ogólnych założeń strategicznych po finalne egzekucje. Faktycznie jest jeden etap, który w naszym procesie był dosyć newralgiczny, był nim projekt logo. Wynika to z faktu, że to etap, w którym klient skupia się na jednym elemencie graficznym, nie widząc jeszcze całego kontekstu marki. Skupia się na detalu, który w finalnym przełożeniu nie będzie miał dużego znaczenia. Widząc ten problem, szybko zaczęliśmy się zastanawiać, jak go rozwiązać. Doszliśmy do wniosku, że animowane propozycje logo już na tym etapie (wcześniej animacja logo pojawiła się dopiero po dokonaniu wyboru przez klienta) sprawi, że jesteśmy w stanie lepiej przedstawić idee, a klient jest w stanie lepiej ją zrozumieć i zaakceptować.
Animacja pomaga w zrozumieniu Waszej pracy i uwspólnieniu wizji?
Zdecydowanie. Coś, co zaczyna „żyć” na ekranie monitora, jest dużo lepiej odbierane niż statyczna forma. Animacja dużo bardziej zaciekawia i angażuje odbiorcę. Pozwala szybciej wyjaśnić pewne aspekty, opowiedzieć pewną historię. No i dochodzi również do tego aspekt typowo biznesowy, dajemy klientom coś, czego nie ma ich konkurencja a z punktu budowania wartości, może być to istotny czynnik dla nich.
Kolejny istotny aspekt to pokazywanie na tym etapie już bardzo wstępnych pomysłów, layoutów, jak działa logo w kontekście innych elementów.
Klienci nie rozumieją idei konceptu i szkicu? Macie jakieś wskazówki, jak pokierować klientem na tym etapie?
Bardzo szybko odszedłem od pokazywania szkiców projektów — zaznaczam, mówimy tylko o projekcie logo. Są oczywiście projekty, w których szkice mogą być istotnym elementem całego procesu, jak chociażby ilustracja. Jeśli natomiast mówimy o tworzeniu logo i moim procesie to kompletnie się to nie sprawdzało. Klient jest w stanie realnie ocenić coś, co widzi tu i teraz i zakładanie, że każdy klient posiada tak dobrą wyobraźnię, jak my i będzie w stanie przetworzyć szkic na finalny projekt, może być zgubne. Pomijam już kwestie, że szkic nie pokazuje kontekstu, a jest to jeden z najistotniejszych aspektów w projektowaniu. Przedstawienie projektu w kontekście pozwala zrozumieć klientowi, jak dany projekt będzie funkcjonował i czy będzie spełniał swoją rolę.
W moim przypadku pokazanie idei dużo lepiej zaczęło sprawdzać się nie na szkicach, ale moodboardach. Klient lepiej rozumiał założenia, jakie chcę przedstawić, nie oceniał efektu szkicu, przez co dużo łatwiej mu było skupić się na samej idei. Dodatkowo mając już określoną ideę, wchodzimy w pewne ramy, które dla klienta są istotne, a przy tym nie ograniczają w dalszym eksplorowaniu kolejnych kierunków projektowych. Ten model działa u nas z powodzeniem już od 5 lat.
W podcaście Creative Sparks opowiadaliście z Dawidem, że dopiero w czasie pandemii zaczęliście robić więcej projektów wdrożeniowych i rozszerzyliście swoje usługi z brandingu też na inne obszary, powiększyliście zespół. Jak oceniasz te zmiany dzisiaj i jakie projekty w takim razie najchętniej realizujecie. W czym czujecie się mocni?
Poszerzanie naszych kompetencji o nowe elementy takie jak 3D, czy coraz bardziej rozbudowane animacje, jest dla mnie mega przygodą. To aspekt, który szczególnie lubię w prowadzeniu studia. Przynosi mi to sporo frajdy, widząc jak obszary, które jeszcze niedawno raczkowały u nas, dzisiaj z powodzeniem możemy adaptować dla naszych klientów.
Najchętniej realizujemy tematy kompleksowe, gdzie całość nie kończy się jedynie na strategii czy identyfikacji, ale możemy podejść do brandingu w sposób jak najbardziej kompletny. Od strategii, identyfikację, projekty UX oraz UI stron www po wdrożenie. Gdzie będziemy mogli użyć technik, których jeszcze nie znamy albo jesteśmy na początkowym etapie ich nauki.
Jeśli chodzi o nasze najmocniejsze strony, to wbrew pozorom uważam, że jest to coś, czego nie widać „na zewnątrz”. Myślę, że są to nasze umiejętności strategiczno-biznesowe. Zrozumienie jak działa dana marka, z jakimi problemami się boryka i jakie rozwiązania zaadaptować u klienta by przynosiły realny efekt w postaci rozwoju marki.
Jakich narzędzi używacie do tworzenia stron? Kodujecie od zera, czy może wybieracie narzędzia low-code czy no-code? Co sądzisz o takich rozwiązaniach?
Tylko tam, gdzie się da — czyli strona nie jest dużym portalem lub dużym sklepem internetowym — korzystamy z Webflow. 8 lat temu zacząłem przygodę z tym narzędziem, wdrażając pierwsze wersje „Symbolowej” strony. Myślę, że jest to aktualnie najlepsze narzędzie, patrząc pod kątem wielkości społeczności, możliwości integracji z zewnętrznymi narzędziami czy czystości kodu.
Co ciekawe klienci nie mają problemu, by przejść z Wordpressa na Webflow, a ich świadomość na temat tego narzędzia jest coraz większa. Aktualnie już około 80% stron projektowanych przez nas jest już wdrażana na Webflow.
Dla mnie osobiście przejście z etapu projektowania do etapu wdrożeniowego jest po pierwsze świetną odskocznią od tematów projektowych, ale również świadomość kontroli nad tym, jak finalnie będzie działała strona, daje sporo satysfakcji.
Macie na swojej stronie całkiem intrygującą zakładkę „Koncept”. Skąd pomysł, żeby pokazywać projekty niewdrożone i eksperymenty?
W trakcie całego procesu projektowego powstaje wiele różnych rzeczy, czasem nawet niezwiązanych z danym projektem. Stwierdziliśmy, że są to rzeczy, które warto pokazywać, które poszerzą świadomość na temat tego, jak myślimy, co robimy i uzupełnią nasze portfolio o coś prostszego i szybszego niż rozbudowane prezentacje. Niestety brak czasu powoduje, że ta zakładka nie jest aktualizowana tak często, jak byśmy tego chcieli.
Pomogła Wam kiedyś zdobyć klientów? A może inaczej, czy poleciłbyś takie pokazywanie eksperymentów komuś, kto dopiero buduje swoje portfolio?
Szczerze mówiąc, nigdy tego nie badaliśmy, nie dopytywaliśmy klientów czy jest to coś, na co szczególnie zwracają uwagę. Na pewno mogę polecić taką formę z całego serca, jest to fajna alternatywa do bardziej rozbudowanych prezentacji, pozwala dużo szybciej pokazać nowsze projekty. Nie musimy się też skupiać na idealnej formie prezentacji tych projektów, jest to przecież koncept, coś, co jest w fazie rozwoju. Ta podstrona wybacza dużo więcej niż finalne prezentacje projektów.
Gdybyś nie był projektantem, to…?
Pewnie concept artystą, tym bardziej że początkowo taki był mój pomysł na życie. Studia skończyłem na kierunku plakat i ilustracja, a dyplom broniłem właśnie z malarstwa cyfrowego. Mam natomiast nadzieję, że moją emeryturę spędzę ze sztalugą na polanie, malując plenery.
A to bardzo ciekawe! Contept art postaci, czy (sądząc po zapędach do malowania pejzaży) environment? I dlaczego?
Nie byłem jeszcze na takim etapie, bym miał to dokładnie sprecyzowane. Lubiłem tworzyć zarówno concepty postaci jak i environment. Trudno jest mi określić, w którą stronę finalnie by to ewoluowało. Wspomniałem o pejzażach głównie ze względu na spokój i mocny pivot względem aktualnej sytuacji, gdzie jestem przez 8-10 godzin w biurze.
Widzimy się w Toruniu, zdradzisz, o czym będziesz mówił i na jakie pytania liczysz?
Jasne. Chcę opowiedzieć o czymś, czego sam szukałem jeszcze parę lat wcześniej, pracując jako freelancer. Jest kilka aspektów, które widzę, że na przestrzeni lat pomogły mi w zwiększeniu konwersji sprzedażowej, poprawie komunikacji z klientami i własnym rozwoju. Wierzę, że są to elementy, które realnie mogą pomóc każdej osobie pracującej w naszej branży, niezależnie czy jesteś ilustratorem, projektantem, animatorem czy product designerem.
Mateusz wystąpi podczas nadchodzącej 7 września konferencji GrafConf 2024. Jeśli chcesz podłuchać go na żywo, bilety znajdziesz na naszej stronie.