Zacznę od tego, że „talent” do rysowania odziedziczyłam po mamie i może trudno w to dziś uwierzyć, ale kiedyś wychodziło mi to naprawdę nieźle. W dzieciństwie było to moje ulubione zajęcie. Nie przejmowałam się wtedy „zasadami”, anatomią czy teorią koloru.
Inspirowały mnie bajki z wytwórni Walta Disney’a, w pewnym okresie japońska manga i malarstwo tradycyjne, które poznawałam na zajęciach w szkole. Nie czułam wtedy potrzeby szukania czy rozwijania swojego stylu.
Nie wierzyłam w to, że szkoła o profilu artystycznym czy studia artystyczne to dobry wybór drogi życiowej, dlatego moje rysowanie zawsze miało charakter amatorski. Naturalnie z czasem niejako „zapomniałam” o nim i skupiłam się na nabywaniu innych umiejętności.
Ponad rok temu postanowiłam, że chcę robić ilustracje, takie prawdziwe, które będą podobały się i mnie i innym. Okazało się jednak, że zaniedbany talent postanowił się na mnie „obrazić”. Nadgarstek wydaje się być jakiś taki zesztywniały, pomysły zaś ulatniają się nad pustą kartką a wszystko, co robię nie spełnia moich własnych oczekiwań.
Jeśli jesteście młodsi ode mnie (powiedzmy, że macie mniej niż 30 lat – bez wdawania się w szczegóły…) i dopiero wybieracie dla siebie kierunek w branży kreatywnej, mam dla Was jedną radę: umiejętność rysowania i rozwijanie swojej kreatywności nie zrobią z Was profesjonalnych grafików, fotografów czy projektantów – ale rezygnowanie z praktyki może Wam poważnie zaszkodzić. Jeśli po latach zauważycie ten sam regres umiejętności, co ja – nie mówcie, że Was nie ostrzegałam. Startujcie zatem na ASP, idźcie na kurs rysunku, jedźcie na ten plener do Wenecji, bo naprawdę może być za późno.
Jeśli natomiast najlepsze lata na naukę (podobnie jak ja) macie już za sobą, mam nadzieję, że zainspiruję Was do sięgnięcia po ołówek czy tablet.
Impuls do zmian
W 2017 roku kończyłam studia podyplomowe z grafiki wydawniczej. W ramach pracy dyplomowej zilustrowałam i złożyłam „Roszpunkę” autorstwa braci Grimm. Ilustracje narysowałam ołówkiem, po czym zeskanowałam i nałożyłam tło w Photoshopie. Może nie są imponujące, ale wymagały ode mnie codziennej wytężonej pracy. „Rozrysowałam” się wtedy i zaczęłam poważnie myśleć o ilustracji cyfrowej.
W sieci można znaleźć masę tutoriali o digital paintingu, ja natomiast zapisałam się na Concept Art Bootcamp na platformie Eduweb.pl. Swoje wrażenia opisałam tutaj. Z perspektywy czasu myślę, że kurs ten był dla mnie momentem przełomowym. Wytężona, codzienna praca z ołówkiem i tabletem mimo wszystko sprawiała, że czułam się z tymi narzędziami coraz bardziej swobodnie.
Po samym Bootcamp’ie musiałam jednak „odetchnąć”. Prowadzący szkolenie kładli duży nacisk na wpojenie uczestnikom określonych zasad, przez co moja wrażliwa dusza wielokrotnie uznawała, że nigdy nie będę wystarczająco dobra. Potrzebowałam czasu, by zrozumieć, że najlepsze co mogę zrobić dla siebie, to ćwiczyć.
W świecie analogowym
Szkicowanie na kartce czy malowanie na płótnie różni się bardzo od twórczości cyfrowej, ale chyba wszyscy zgodzą się ze mną, gdy powiem, że tradycyjne techniki to podstawa. Próbowanie różnych mediów jest natomiast ważne w poszukiwaniu własnego stylu. Więcej o tym znajdziecie w tekście Patrycji Podkościelny, która opowiadała o swojej drodze artystycznej podczas zeszłorocznej konferencji GrafConf. Zresztą większość profesjonalnych artystów ma za sobą takie poszukiwania. Ja polecam dodatkowo próbować na większych formatach niż A4. Ręka swobodniej porusza się, kiedy ma większą przestrzeń.
Jeśli chodzi o narzędzia, to ja „upatrzyłam” sobie ołówek, czasem tusz (ale nie rysunek piórkiem, maluję cienkim pędzelkiem). Moje rysunki są czarno-białe. Kolor nakładam wyłącznie w komputerze, ponieważ nie zawsze moje pierwsze wybory są trafne.
Sprzęt ma znaczenie
A skoro jesteśmy już w temacie komputerów, warto wspomnieć o sprzęcie. Nie dajcie sobie wmówić, że inwestowanie w drogi, profesjonalny sprzęt nie ma sensu. Zapewniam bowiem, że kupienie taniego tabletu graficznego może Was skutecznie do rysowania na nim zniechęcić.
Miałam w swoim życiu już dwa tańsze tablety, na których praca była prawdziwą katorgą. Mimo wydanych na nie pieniędzy leżały nieużywane, bo żyłam w przekonaniu, że problem tkwi w moich umiejętnościach (czyli ich braku), a nie w ograniczeniach sprzętu. Przed wspomnianym Bootcampem dostałam w prezencie tablet Wacom Intuos Pro. Doświadczenie w pracy z nim tak bardzo różniło się od tego, co znałam, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że sprzęt ma znaczenie i warto wybrać go świadomie.
Z czasem zamarzyło mi się rysowanie bezpośrednio na ekranie, kupiłam Ipad’a Pro i Apple Pencil. To był również strzał w dziesiątkę. Rysik do tego tabletu ma kształt zdecydowanie bardziej zbliżony do prawdziwego ołówka, ale tak naprawdę to kwestia preferencji (niektórzy przecież preferują grube obsadki ołówków). Osobiście chętnie korzystam zarówno z Intuos’a jak i Ipad’a i mogę je z czystym sumieniem polecić każdemu, nawet początkującym artystom.
Kiedy doskwiera brak weny i zniechęcenie
Powtarzam sobie nieustannie, że każdy kiedyś zaczynał i posiada w kolekcji obrazki, którymi nie chce się chwalić. Rozwój to proces ciągły, dlatego nawet jeśli mówimy o czymś „dojrzałym stylu” nie znaczy to, że wszystkie prace są na tym samym poziomie. Każda kolejna będzie inna, bardziej wyrazista, dopracowana lub zwyczajnie – powstanie szybciej. To jest naturalne, kiedy rysujemy swobodnie i wypracujemy pewien workflow.
Zachęcam Was, byście przejrzeli portfolio profesjonalnych artystów. Zapewniam, że w wielu przypadkach znajdziecie wczesne prace, które znacząco odbiegają poziomem od najnowszych.
Dla mnie kopalnią inspiracji jest Instagram. Pozwala mi obserwować artystów, których styl szczególnie mi się podoba. Wielu z nich dzieli się wskazówkami i publikuje zapis powstawania pracy. Dodatkowo, kiedy przewijając ekran aplikacji ponad połowa postów, które widzę to ilustracje, łatwiej i chętniej znajduję w sobie potrzebę do rysowania. A praktyka przecież jest najważniejsza.
Polecam również dołączanie do grup na Facebook’u. Takich, w których ludzie dzielą się swoimi pracami wykonanymi na jeden, odgórnie ustalony przez administratorów temat. Bez trudu znajdziecie te dedykowane 30-minutowym speedpainting’om czy projektowaniu postaci.
Co jeszcze mogę Wam poradzić?
W nauce rysowania nie ma drogi na skróty. Jest jednak kilka rzeczy, które możecie uwzględnić, aby pozostać zmotywowanym i rzeczywiście się rozwijać.
- Rysujcie, ćwiczcie jak najczęściej. Jeśli dopada Was brak weny twórczej zawsze możecie danego dnia wykonać jakieś ćwiczenie z anatomii lub renderingu. Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Niektórzy artyści wykonują szybki szkic (w max. 30 minut), żeby „rozgrzać” rękę. Pomocne są też trzydziestodniowe wyzwania, które zmuszają do zrobienia przynajmniej jednej pracy każdego dnia. Mnie się jeszcze nie udało przebrnąć przez pełen miesiąc, ale liczę na to, że już niedługo się uda.
- Nie każdy rysunek musi być doskonały, nie każdy musicie wrzucać na swój profil na Instagramie. Pozwólcie sobie na błędy, bądźcie niezadowoleni z rezultatu – dzięki temu wiecie, że się uczycie.
- Nie dajcie sobie wmówić, że istnieją jakieś zasady, którymi trzeba się bezwzględnie podporządkować. Ja słyszałam na przykład, że w ilustracji koniecznie trzeba wygubić szkic. Finalna praca ma go po prostu nie mieć. Prawda jest taka, że świat ilustracji jest ogromny. Do tego stopnia, że z powodzeniem „pomieści” Wasz styl. Tylko łamiąc tego rodzaju „polecenia” znajdziecie styl, w którym będziecie się poruszać swobodnie.
- Szukajcie inspiracji. Gromadźcie to, co Wam się podoba. Świadomość tego, co jest dobre nie bierze się znikąd, to wiedza, którą nabywa się z czasem.
- Zainwestujcie mądrze w dobry sprzęt, nawet jeśli jest drogi. Słabe narzędzie nie może stać na drodze Waszej kreatywności.
- Nie zrażajcie się tym, że nie jesteście w punkcie, w którym chcielibyście być. To wymaga czasu. Ale też nie jesteście odosobnieni. Wśród uznanych ilustratorów znajdziecie też takich, którzy otwarcie przyznają, że na obecny efekt musieli ciężko pracować. Wystarczy wspomnieć Kenneth’a Anderson’a, który w wywiadzie dla Character Design Quarterly (Meed the Artist: Kenneth Anderson, Character Desing Quarterly, Issue 4, Worcester – United Kingdom, 2018, s. 37.) powiedział:
Nigdy nie byłem naturalnie utalentowanym artystą. Przeciwnie, musiałem pracować ciężko, by dotrzeć do punktu, w którym moja praca była wystarczająco dobra, by ludzie chcieli za nią płacić.
Jeśli jesteście ciekawi, jak długa droga jeszcze przede mną lub chcecie się dowartościować, zapraszam na mojego Instagrama.