Podczas ubiegłorocznej konferencji GrafConf 2017 Patrycja Podkościelny opowiedziała uczestnikom o swojej pracy oraz o tym jak z biegiem lat wykształciła własny styl i przede wszystkim – jak wykorzystuje go w pracy komercyjnej.
Poniżej znajdziecie film wideo z prelekcji Patrycji, a pod nim – wersję tekstową.
Zajmuję się ilustracją i projektowaniem graficznym. Jestem fanką metod tradycyjnych i grafiki skierowanej do dorosłych, która w Polsce staje się coraz popularniejsza. Interesuję się także typografią i liternictwem, jestem wielką fanką gridów. Największą frajdę sprawia mi jednak sytuacja w której mogę połączyć elementy typografii i ilustracji.
Nieco historii
Urodziłam się w Gdyni w 1988 roku. Nie dzielę się jednak z Wami tą informacją bez powodu. Kiedy wyobrazicie sobie mapę, szybko zauważycie, że leży ona na północy Polski, przez co jest bardzo oderwana od środowiska projektowego.
Obecnie nieco się to zmienia jednak, kiedy zaczynałam, głównymi, a może nawet jedynymi ośrodkami projektowymi w Polsce była Warszawa, Wrocław i Katowice. Rok moich urodzin podaję Wam natomiast dlatego, aby zobrazować swój wiek – nie jestem już młoda, ale też nie jestem stara. Mam jakieś doświadczenie, ale równocześnie rozwijałam się wraz z rozwojem oprogramowania i różnych cyfrowych narzędzi.
Należę do wąskiej grupy ludzi, którzy w wieku 12 lat wiedzieli co chcą w życiu robić. Rysowanie od zawsze sprawiało mi frajdę, postanowiłam więc zdać do gimnazjum plastycznego. Kiedy miałam 13 lat poszłam na egzaminy wstępne, dostałam się do szkoły i mówię o tym dlatego, że był to taki moment, gdzie człowiek – jeszcze bardzo młody - mógł przetestować różne techniki tworzenia. W toku edukacji byłam zmuszona przez wszystkich nauczycieli do próbowania różnych metod. Działałam w akrylu, znany jest mi gwasz, tempera, akwarela.
Najpierw sprawdź co lubisz
Tamten czas dał mi możliwość przetestowania wielu różnych technik, sprawdzenia co mi się podoba, a co nie. To właśnie pierwszy, bardzo ważny krok podczas tworzenia swego stylu.
Później przyszedł czas na studia wyższe, uznałam więc, że jeśli byłam w liceum plastycznym, to chyba będzie dobra okazja, aby pójść na ASP. Wybrałam tą w Gdańsku, gdzie rozwijałam się projektowo. Nauczyłam się i pokochałam typografię, a ilustracja została trochę odłożona na bok, ponieważ pracownia ilustracji na ASP w Gdańsku nie trafiała w to, co ja chciałam tworzyć. Tam odkryłam również coś takiego, jak tablet graficzny.
Dla osoby, która cały czas pracowała z tradycyjnymi mediami, samo założenie, że można na tablecie w Photoshopie zmienić czy dołożyć kolory, albo wszystko przerysować, była bardzo ciekawa. Okazało się, że z projektami czy nawet ich elementami, które zajmowały mi po 4 do nawet 8 godzin mogłam poradzić sobie zupełnie inaczej, o wiele szybciej.
Buntuj się
Kiedy byłam w liceum i na początku studiów zauważyłam, że pojawił się boom, zjawisko propagowania ilustratorów warszawskich. Wszyscy wykładowcy i nauczyciele powtarzali, że Polska Szkoła Plakatu jest świetna i trzeba ją naśladować. Do mnie ona nie przemawiała i to, że byli popularyzowani właśnie ilustratorzy warszawscy, którzy naśladowali ten styl, nie za bardzo mi odpowiadało.
Zaczęłam się wewnętrznie buntować: że jestem z wykluczonego ze światka ilustracyjnego Gdańska, że wydawcy zatrudniali głównie ilustratorów z Warszawy. W kontrze do tego chciałam udowodnić – i sobie i innym – że nie tylko taki styl powinien być używany w pracach komercyjnych i wydawniczych na naszym rynku.
Bunt wynikał także z moich osobistych preferencji. W centrum moich zainteresowań była sztuka i kultura amerykańska. Uwielbiałam ilustratorów za czasów Mad Man, czyli lata 50te i 60te, uwielbiałam Batmana. Wychowałam się na Cartoon Network i amerykańskich kreskówkach. Może wydawać się to błahe, ale właśnie to od czego zaczynamy i to co nam się podoba bardzo wpływa na to jak rozwija się nasz styl.
Trzeba pamiętać, że moda przemija. Nie jest to nic odkrywczego, ale kiedy chcemy wytworzyć swój własny styl, musimy uważać na trendy. Powinniśmy zwracać na nie uwagę, musimy je obserwować, ale równocześnie podchodzić do nich trochę z dystansem. Dobry przykład daje nam chociażby moda – kto nie skojarzy spodni „dzwonów” z latami 70-tymi?
Twórcy z tamtych czasów ulegli masowo trendowi i jak sami możecie potwierdzić – po 10 latach okazał się on zupełnie za nami. Czy w Waszej szafie znajdziecie jakieś dzwony lub inne popularne kiedyś spodnie? To samo tyczy się projektowania – trendy pojawiają się i przemijają. Jedynie projektowanie po swojemu, poza trendami ma szansę na przetrwanie przez wiele lat – niezależnie od dziedziny, którą się zajmujemy.
Wracając jednak do mojej historii - po paru latach okazało się, że wydawcy nieco znudzili się ilustracją w stylu warszawskim. Oglądanie gazet i obserwowanie ciągle nieróżniących się od siebie ilustracji nie było już pożądane, a wydawcy otworzyli się na innych artystów – w tym na mnie. Okazało się, że bunt popłaca, było tak jednak dlatego, że był on uzasadniony. Nie było to przekorne stwierdzenie „nie bo nie”. Musimy pamiętać, że nie można podążać ślepo za trendami, modą, ponieważ możemy skończyć jak spodnie z lat 70-tych.
Wybierz swoje narzędzie
Dobrze wiedzieć też, że oprócz tego, co się nam podoba, na styl wpływa narzędzie czy technika, jaka wybieramy.
Ilustracja wykonana jedynie tuszem i kredką ma jakiś wyraz, wygląda w określony sposób. Nie patrząc na to, co znajduje się na ilustracji, ale to w jaki sposób jest zrobiona często możemy stwierdzić, że jest to praca konkretnego artysty.
To czym tworzymy bardzo mocno wpływa na styl. Mimo, że te dwie prace zostały stworzone przez tą samą osobę, tą samą rękę, mają inny wydźwięk. To jakie narzędzie nam przypadnie nam do gustu, wpływa na to jak będzie wyglądał dany, konkretny projekt. Przez ostatnie 17 lat stworzyłam taki mój zestaw narzędzi, który jest odpowiedni dla mnie i wiem jak z nim pracować, aby tworzyć prace dla klientów.
Okazało się, że to ćwiczenia w czasach liceum i gimnazjum, próbowanie wszystkich technik, pomogło mi w odnalezieniu własnego, konkretnego stylu. To jak pracuję teraz, to wynikowa wielu lat prób i porażek.
Ciekawym zagadnieniem jest także dobieranie techniki do konkretnego zadania, zlecenia. Jeśli wytworzyliśmy własny styl, czy to w ilustracji czy w projektowaniu, nagle zderzamy się z klientem i okazuje się, że nie zawsze to co my zaplanowaliśmy może przypasować do danego zadania. Najprostszy przykład – dostajemy zlecenie na zrobienie muralu na surowych deskach czterema kolorami. Jeśli mamy styl, gdzie króluje bogactwo walorów i przejść, to nagle taka technika tworzenia prac jest poza naszym zasięgiem. Idąc tym tokiem dalej – ilustracji, która została nałożona na drewno nie przeniesiemy na koszulki, ponieważ to podłoże także ma swoje, charakterystyczne wymagania.
Reasearch i inspiracja
W wytworzeniu stylu duży wpływ ma również reasearch czyli po prostu inspiracja. Podczas pracy nad projektem każdy robi jakieś rozeznanie w realizacjach innych osób – nie jest to nic dziwnego. Podobnie jest podczas poszukiwania swojego stylu. Pozwala nam to na lepsze poznanie tematu i odpowiednie podejście.
Najprostsze narzędzia do poszukiwania inspiracji z których korzystam, to Pinterest i Behance. Pinterest jest dla mnie nieco lepszą wyszukiwarką obrazków, Behance – źródłem bardziej skonkretyzowanych projektów różnych twórców. Jestem jeszcze dzieckiem analogu i tak naprawdę ponad wszystko wolę książki. Są dla mnie takim miejscem inspiracji, które zostało zredagowane, dzięki czemu znajdziecie tam tylko najlepsze projekty – w Internecie możecie trafić na te naprawdę dobre, ale i też takie złe. Jeśli nie macie doświadczenia i nie widzicie różnicy między jednym a drugim, możecie nabrać złych nawyków.
Robiąc reasearch, po to aby znaleźć swój własny styl, możemy obrać dwa kierunki. Pierwszy opiera się na śledzeniu tego, co jest popularne, co dobrze się sprzedaje i naśladowaniu. Druga opcja polega na świadomości trendów i poszukiwaniu czegoś, co będzie w kontrze do nich – będzie stanowić alternatywę, zapełniać jakąś lukę. Prostym przykładem ilustrującym to zjawisko jest sytuacja wprost z komercyjnego projektowania graficznego. Powiedzmy, że dostajecie zlecenia na logo dla rzeźnika, sprawdzamy, jak wygląda konkurencja i jeśli widzimy ich logo to wiemy, że musimy zaprojektować nasze inaczej, wprowadzić coś nowego. W takim wypadku jest to dla nas oczywiste, w ilustracji także powinno tak być.
Często, podczas poszukiwania swojego stylu, testowania narzędzi możemy stanąć przed moralnym dylematem i pytaniem, gdzie znajduje się granica pomiędzy inspiracją a plagiatem? Każdy z Was spotka się z tą sytuacją, to jest niestety nieuniknione. Moim zdaniem, kiedy dopiero się uczycie i robicie to w zaciszu własnego domu, to nie ma problemu z kopiowaniem pracy tylko po to, aby sprawdzić konkretną technikę. Jeżeli naśladujecie styl danego ilustratora, który przez paręnaście ostatnich lat wypracowywał swoją technikę i po prostu go kopiujecie, a potem wrzucacie na social media, to jest to krzywdzące i zdecydowanie nie powinno mieć miejsca.
Styl, a szybkość pracy
Wrócimy jednak do moich prac z czasów późnego liceum, początków studiów. Kiedy zobaczyłam, że na tablecie działa się nieporównywalnie szybciej uznałam, że to będzie dobry kierunek do tworzenia moich projektów. Po kilku próbach wciąż mnie to jednak nie przekonywało, brakowało w swoim stylu takiego ręcznego sznytu, więc od samego początku zaczęłam próbować łączyć te dwa kierunki. Próbowałam coś zrobić ręcznie, potem zeskanować, dorobić coś w komputerze, ale nie było to to. I pojawiła się nagle ona:
Okazało się, że da się zrobić ilustrację ręcznie, która z jednej strony będzie mnie zadowalać wizualnie, a z drugiej będzie stworzona w rozsądnym przedziale czasowym, dającym możliwość działania komercyjnie – dla klientów.
Po pewnym czasie pojawił się też on:
To była praca zrobiona na studiach, taka dla próby. Byłam wtedy w pracowni litografii i musiałam zrobić jakiś projekt na szybko, uznałam więc, że dobrym sposobem będzie wykonać ją na komputerze.
Te dwie prace były pierwszymi, które wrzuciłam na Behance. Zobaczył je art dyrektor z Adobe i zlecił mi wykonanie ilustracji dla nich. Nagle pojawiło się pytanie – czy iść w świat technik tradycyjnych czy jednak zostać przy tablecie. Po zakończeniu studiów to był jedyny i ostatni moment, kiedy miałam tyle czasu, ile chciałam na zrobienie ilustracji.
Okazało się, że patrzyłam na tą pracę, którą widzicie wyżej, i to było dokładnie to co chciałabym zrobić. W konflikcie między ołówkiem a tabletem pojawił się także inny ważny element – czas. W pracy komercyjnej, szczególnie w Polsce, bardzo się on liczy. Na niektóre zlecenia mamy nawet jeden dzień, trzeba działać szybko, nie ma czasu na eksperymenty.
To bardzo istotna kwestia, bo praca w technikach tradycyjnych nie wybacza błędu. Jeśli spędziłam wiele godzin na robieniu rysunku i przez przypadek zmazałam go pędzlem, to w sytuacji, gdy robię to zlecenie dla klienta – nie można tego usprawiedliwić. Całe szczęście klient był wyrozumiały i dał mi więcej czasu, ale zobaczyłam wtedy, że jednak nie mogę pozwolić sobie na powtórkę tej sytuacji. Po tym zleceniu zdecydowałam się na robienie ilustracji dla klientów w medium komputerowym. W taki sposób wytworzyłam styl, który stoi obok moich tradycyjnych upodobań, ale jest bardziej linearny, zrobiony w medium komputerowym.
Na obrazku wyżej zobaczyć możecie 3 ilustracje. Po kolei - pierwsza zrobiona jest ręcznie, druga techniką łączoną, a trzecia jest przygotowana w całości cyfrowo. Znalazłam taki złoty środek – robienia grafik tak, aby łączyły technikę cyfrową i tradycyjną. Dzięki temu wtedy, gdy mam mniej czasu tworzę cyfrowo, a – kiedy jest go więcej – działam tradycyjnie.
Jak więc nie stracić siebie w pracy komercyjnej?
Po pierwsze nie możemy ulegać trendom, bo one szufladkują naszą twórczość. To tyczy się i projektowania, i ilustracji.
Kolejnym elementem jest to, żeby jednak znaleźć złoty środek pomiędzy tym, co nam się podoba, co nam wychodzi, a oczekiwaniami klienta. Nie zawsze trzeba ulegać ślepo uwagom klienta, jeśli nie są one odpowiednio uzasadnione merytorycznie.
Trzeba także znać samego siebie i swoje możliwości. Jestem osobą, która ma straszne problemy z koncentracją, więc wiem, że na zlecenie potrzebuję więcej czasu niż osoba, która nie ma tego problemu. Mam za to możliwość zarywania nocy – nie jest to dla mnie problem. Znam moje granice czasowe, jak szybko pracuję i mogę dostosować to do potrzeb konkretnego zlecenia. Oczywiście tempo z biegiem czasu wzrasta, wiem, jak podejść do zlecenia, jak dobrać styl i technikę.
Trzeba mieć też szacunek do swojej pracy oraz pracy innych. Byłam kiedyś studentką – głodującą – i liczyło się dla mnie każde zlecenie. Zadzwoniła do mnie pani i powiedziała, że chciałby wydać ilustrowany przewodnik po mieście. Poprosiła mnie o trzy przykłady, które by się w nim znalazły. Przygotowałam je w moim stylu i przesłałam do akceptacji. Okazało się, że nie chodziło o jeden, własny styl, a o trzy różne. Otrzymałam wtedy przykłady prac dwóch innych ilustratorów, których miałam skopiować. W takiej sytuacji musimy wychować klienta i powiedzieć mu, że jest to nie na miejscu, że takie podejście do pracy nie jest etyczne i nigdy nie powinno mieć miejsca.
Trzeba szanować swoją pracę, dobrze ją wyceniać i przeć do przodu.