Dużo mówi się o zdobywaniu nowych klientów, o przygotowywaniu dla nich ofert czy tworzeniu wycen. Dużo mówi się też o słabej jakości współpracy pomiędzy grafikiem a klientem, o byciu wymagającym czy głupich poprawkach, które do niczego nie prowadzą i nic dobrego nie wnoszą do całej współpracy.
Przy tym całym ogromie narzekania niewiele mówi się jednak o bardzo istotnej kwestii, jaką jest fakt, że projektant wcale nie musi współpracować z każdym klientem, który się napatoczy. Oczywiście odmawianie klientowi nie jest najprostszym psychicznie zadaniem (szczególnie, jeśli kolejni nie czekają na zwolnienie się terminu w kolejce), często jednak współpraca z tego typu osobą zajmuje zdecydowanie więcej czasu i kosztuje nas zbyt dużo nerwów i energii, aby warta była pieniędzy (które w przypadku tego typu zleceń zazwyczaj i tak są niskie).
W dzisiejszym tekście postanowiłam zebrać i opisać 6 sygnałów, lub mówiąc dokładniej - zachowań, które mogą sugerować Ci, że warto wziąć nogi za pas i czas na wykonanie tego zlecenia spożytkować lepiej - niekoniecznie odpoczywając, ale może tworząc własne projekty poboczne czy inwestując w tworzenie marki osobistej.
Zaczynajmy!
Ma problem z podpisaniem umowy
Jednym z podstawowych narzędzi w rękach projektanta, które powstało po to, aby spało nam się odrobinę lepiej, z pewnością są umowy. Sporządzanie ich i podpisywanie może nie jest najlepszym zajęciem pod słońcem, pozwala jednak na jasne określenie zakresu prac, ustalenie wzajemnych relacji czy uporządkowanie kwestii związanych z czasem wykonywania zlecenia, ilością poprawek i czasem na reakcję ze strony klienta.
Dobrze przygotowana umowa powinna więc być czymś, co stanowi podstawę Twojej pracy. Warto przygotować ją we współpracy z prawnikiem, ale jednocześnie upewnić się, że jest ona uczciwa dla obu stron. Prawnicy często mają tendencję do przesadnego chronienia nas i naszych potrzeb. Kary umowne, ostre warunki zerwania umowy czy inne rzeczy, które mają nas obronić na czas “wojny” w rzeczywistości mogą wzbudzić nieufność ze strony klienta i sprawić, że do żadnych relacji nie nawet nie dojdzie.
Jeśli jednak Twoja umowa jest uczciwa, a mimo tego klient na samą myśl o podpisaniu czegokolwiek reaguje zbyt emocjonalnie - zastanów się, dlaczego może tak być. Często niestety zdarza się, że tego typu (obronna) reakcja wynika z chęci zostawienia sobie furtki na łatwe odejście i uniknięcie w ten sposób odpowiedzialności.
Inny rodzaj klienta, z którym także trzeba uważać, to taki, który wprowadza przesadną ilość poprawek do umowy. Oczywiście w pewnym stopniu poprawki mogą się znaleźć, jednak zazwyczaj powinny to być drobne zmiany z polem do dyskusji, a nie przeredagowanie całej umowy. Za dużo, to znaczy ile? To już zależy od Ciebie. Zawsze chodzi przecież o to, jakie to są poprawki oraz o to ile tego typu zlecenie jest dla Ciebie warte.
Podpisując z klientem umowę, musisz przygotować się na to, że może chcieć on doprecyzować pewne kwestie prawnoautorskie, dostosować czas płatności czy wprowadzić do niej zapisy dotyczące poufności, czy nawet kary umownej za niewywiązanie się ze zlecenia w terminie. Co jednak istotne - negocjując umowę z klientem pamiętaj o wspomnianej wcześniej równości stron. Jeśli klient nie chce, aby projekt pojawił się w Twoim portfolio - zaproponuj nico wyższą stawkę, jeśli wprowadzacie kary umowne - niech tego typu zapisy dotyczą obu stron lub zwalniają Cię z odpowiedzialności w przypadku, gdy klient nie dotrzymał dotyczących jego terminów.
Wiele wymaga, a niewiele gwarantuje (w kwestii terminów)
Jakiś czas temu skontaktował się z nami klient zainteresowany wykonaniem strony internetowej. Konkretne zlecenie, fajna firma, szybkie odpowiedzi na maile - jak zwykle w tego typu sytuacjach, byłam pozytywnie nastawiona do współpracy. Po rozmowie telefonicznej dopadły mnie jednak złe przeczucia. Jako, że jestem raczej optymistycznie nastawiona do nowych zleceń - klasycznie je olałam. Po ustaleniu wymagań i 15 turach poprawek umowy, które już ledwo przetrwałam (a uwierz mi, chciałam już na tym etapie podziękować) doszliśmy do kwestii terminów.
Projektując cokolwiek co jest bardziej rozbudowane niż prosta ulotka i wymaga od klienta serii akceptacji i dostarczenia materiałów, trudno jest mówić o twardych i nieprzekraczalnych terminach wpisanych do umowy. Dodatkowo sytuację utrudnia fakt, że z uwagi na dobro wykonywanych przez nas zleceń celowo nie limitujemy ilości poprawek. Niestety w tym wypadku argumentacja tego typu i propozycja na ustalenie terminów w ilości dni od nadesłania poprawek nie była do zaakceptowania przez klienta, finalnie więc nie doszliśmy do porozumienia i 1,5 miesiąca negocjacji umowy, to czas, którego nikt mi nie odda.
Mówię o tym, bo prawda jest taka, że gdyby klient był pewny tego, że sam będzie w stanie wywiązać się z określonych w umowie ram czasowych, zapis dotyczący konkretnych okresów czasu zamiast ustalonych dat byłby dla niego wystarczający. Problem ten dotyczyć może także nieco mniej rozbudowanych zleceń na wczoraj do których nie ma tekstów czy niezbędnych materiałów.
Wiesz, co jednak jest najśmieszniejsze? Klient wrócił do nas po prawie 2 latach od czasu feralnych negocjacji i wciąż nie ma strony, całość jest w powijakach i potrzebuje ratunku. Ego bardzo chciałoby wyciągnąć do niego pomocną dłoń, rozsądek podpowiada jednak, że lepiej skupić się na klientach, którzy prawdopodobnie nie zmarnują mi kolejnych godzin pracy. Tobie też radzę zrobić to samo.
Oburza się na myśl o zadatku
Praca projektanta w głównej mierze opiera się na poświęconym na realizacji zadania czasie, wiedzy i naszych umiejętnościach. Klient (oprócz oczywiście swojego czasu), nie ryzykuje wiele finansowo, nie kupuje materiałów, nie finansuje zazwyczaj niczego. W związku z tym jego próg wyjścia jest ekstremalnie niski (szczególnie jeśli zlecenie jest stosunkowo tanie). W takim wypadku całkowicie normalnym zachowaniem jest pobieranie zadatku, a nawet rozliczanie etapowe. Gwarantuje to, że obie strony są równie zaangażowane w proces i zależeć im będzie na szybkim jego zakończeniu.
Jakie wartości zadatków proponować? W czasie mojego zawodowego doświadczenia doszłam do pewnych wartości, które stosuję i które u mnie sprawdzają się bardzo dobrze - nie wzbudzają oburzenia u klientów, a są jakąś realną wartością, która pozwala zachować płynność finansową.
Na potrzeby większych zleceń pobieram 34% zadatku. Dlaczego akurat tyle? Mniej więcej tyle wynosi podatek dochodowy i podatek VAT od całej kwoty. Po odłożeniu tej sumy, nawet jeśli coś nie wypali - nie będziesz na minusie. W przypadku mniejszych zleceń (zajmujących jeden albo dwa dni robocze), pobieram wynagrodzenie z góry. Krótki czas realizacji, to zazwyczaj niska kwota, a więc także niski próg wyjścia dla zlecającego, więc i większe ryzyko, że po przesłaniu pierwszego projektu, klient się zmyje.
Chce projektów próbnych
Pomijając stoiska do smakowania w sklepach mięsnych czy lodziarniach, prawdopodobnie nikomu nie przyjdzie do głowy prosić o próbkę pracy przed zamówieniem. Dlatego nie ma niczego dziwnego w tym, że i Ty jako grafik nie chcesz pracować za darmo.
Jeśli więc klient przed rozpoczęciem prac oczekuje od Ciebie wykonania projektów próbnych, albo w ogóle warunkuje zapłacenie Ci od faktu, czy podesłany projekt będzie się mu podobał czy nie - zastanów się dobrze czy chcesz wchodzić w taką współpracę.
Tego typu zadania mogą mieć rację bytu jedynie podczas rozmów o pracę czy dłuższej współpracy, gdzie faktycznie Twoje portfolio nie odpowiada na wszystkie nurtujące klienta kwestie. W takim wypadku zawsze musisz przekalkulować jak ewentualne zyski mają się do czasu, który musisz spędzić na wykonywaniu tego konkretnego zadania testowego.
Przesadnie się targuje
Jakiś czas temu na naszej grafmagowej grupie na Facebooku pojawiło się pytanie o to jak podchodzić od wycen, kiedy klient prosi nas o “uczciwą cenę”. Głosy na ten temat są oczywiście różne, jednak z mojego doświadczenia radzę Wam zawsze dokładnie taką (uczciwą) podawać.
W ramach jednego z ostatnich zleceń na stronę internetową jaką będę wykonywać otrzymałam od klienta odpowiedź, że cena jest dość wysoka i oczywiście pojawiło się pytanie o to, czy możemy coś z nią zrobić. Zgodnie z prawdą poinformowałam go, że sztucznie nie zawyżamy cen, że nie pozostawiam sobie dodatkowego pola na negocjacje. Z racji tego, że był to klient z którym już współpracowałam i którego osobiście po prostu lubię, zaproponowałam niski upust z informacją, że obniżka ta wynika po prostu z mojej sympatii i będzie kosztem naszego wynagrodzenia, a nie jakiejkolwiek kwoty zarezerwowanej na negocjacje. Chcesz wiedzieć co się stało? Podpisaliśmy umowę na pełną kwotę.
Są branże w których targowanie się jest rzeczą normalną, w których wszyscy są na to przygotowani i właściwie nigdy nie biorą na poważnie pierwszej oferty cenowej. Nie możesz więc winić klienta o to, że o rabat pyta (może być to dla niego najbardziej naturalna rzecz pod słońcem).
Symboliczna obniżka cen jest więc czymś akceptowalnym, co jestem w stanie sobie wyobrazić (chociaż sama raczej nie stosuję tej taktyki). Jeśli jednak klient oczekuje od Ciebie upustu rzędu 30 czy nawet 50%, prawdopodobnie uważa po prostu, że Twoja praca nie jest warta ceny, którą proponujesz. W takim wypadku warto rozważyć odwrót (nawet jeśli ostatecznie zaakceptowałby pierwotną cenę). Jeśli jesteś dobry w tym, co robisz - prawdopodobnie prędzej czy później i tak do Ciebie wróci.
Jest bucem
Na koniec z małym przymrużeniem oka coś, co tak naprawdę powinno stanowić podstawę Twojej decyzji, czyli fakt, czy z klientem po prostu dobrze Ci się rozmawia. Może nie jest to szczególnie profesjonalne podejście, jednak jeśli chodzi o decyzje na temat przyszłej współpracy - zdarza mi się zdawać się na swoją intuicję.
Pomimo tego, że wszystko wygląda dobrze na papierze - jeśli nie czuję, że jestem w stanie dogadać się z klientem, nie czuję z jego strony wzajemnego szacunku, zaufania, wiary w moje możliwości czy profesjonalizm - odpuszczam.
Ludzie są różni - z jednymi będziemy się lubić, innych omijać szerokim łukiem. Jeśli jest to możliwe - pracuj z tymi, z którymi dobrze Ci się rozmawia, a nie z tymi, których nazwisko na ekranie telefonu czy w skrzynce mailowej powoduje u Ciebie masę negatywnych emocji.