Rozpoczęcie swojej przygody z ilustracją nie jest proste. Wielu twórców boi się prezentować swoje prace, waha się przed publikowaniem ich w sieci. Dzisiaj - w ramach podniesienia na duchu - poprosiliśmy trzy ilustratorki i jednego dzielnego ilustratora o podzielenie się swoimi pierwszymi projektami.
Przy okazji zapytaliśmy ich o moment „przełomowy” w karierze - ten w którym poczuli, że mają swój styl i że osiągnęli - mówiąc doniośle - sukces.
Patrycja Podkościelny
Ciężko mi wskazać konkretny moment utworzenia mojego stylu, gdyż on się nieustanie zmienia, ewoluuje. Może nie są to mocne zmiany, jednak z biegiem czasu są one zauważalne. Aczkolwiek mogę wskazać jedną z paru prac, która zapoczątkowała to, co nazywam własnym stylem. Jest to praca „Bang bang”, którą zrobiłam na wypróbowanie mieszania ze sobą technik rysowania ołówkiem i malowania po tym tuszem. Jak się okazało, taki sposób tworzenia pracy mi się na tyle spodobał, że przez następne lata testowałam różne tusze, farby i papiery, aż doszłam do zadowalającego mnie efektu, którego trzymam się do dzisiaj. Ta praca była też jedną z pierwszych opublikowanych na Behance, dzięki czemu chwilę później dostałam zlecenie od Adobe.
Katarzyna Bogucka
Dojście do „swojego stylu” było dla mnie bardzo szybkie, przez co sama tego nie zauważyłam. Pierwsze zilustrowane przeze mnie książeczki zostały opublikowane przez Pan tu nie stał w 2009, a może 2008 roku. („Siała baba mak”, „Nie śmiej się dziadku”, „Dziadek z babką”). Zostałam poproszona, aby przygotować ilustracje w dwóch kolorach. To ograniczenie wpłynęło na mnie i ukierunkowało, ale nie bezpowrotnie. Książeczki zostały bardzo dobrze przyjęte, a ja odzywając się do znanych wydawnictw otrzymałam pierwsze zlecenia.
Byłam jednak na tyle „nieokrzepła” w nowo odkrytym stylu/sposobie pracy, że kombinowałam dalej. Wydawało mi się, że to za szybko, by „to było to”, że musze szukać dalej. Tak powstała pierwsza wersja książki „O panu Tralalińskim”, której okładkę i jedną ilustrację podesłałam. Wydawca odrzucił tę wersję, ale na szczęście dał mi drugą szansę, której nie zmarnowałam, wykorzystując wcześniej osiągnięty styl.
Zanim dotarło do mnie, że to w obrębie niego mam szukać i uczyć się dalej, próbowałam wszystkiego, a przynajmniej wielu rzeczy: ilustracji bardziej komiksowych, kolaży, kredek, technik mieszanych. Wychodziły czasem dziwne, często straszne prace. Podesłane przeze mnie ilustracje stworzyłam na chwile przed, a może już w trakcie klarowania się mojego stylu. Patrząc na to co robiłam, projekty są na bardzo różnym poziomie - równolegle do docenionych i publikowanych rzeczy, tworzyłam mniej udane i zawstydzające mnie poziomem, schowane do szuflady.
Rozwój i doskonalenie polega w dużej mierze na błądzeniu. Dzisiaj też zdarza mi się błądzić. Mając swój styl nie stałam się maszyną do produkcji takich samych ilustracji. Nabrałam doświadczenia, więc częściej udaje mi się uniknąć błędów.
Ewelina Gąska
Ilustracją zaczęłam zajmować się jakieś 7 lat temu. Początki były pełne eksperymentów ponieważ nie miałam określonego kierunku i cały czas szukałam czegoś co będzie mnie wyrażać i w czym będę się dobrze czuć. Zanim znalazłam to do czego dążyłam, przerobiłam setki ilustracji.
Przełomem w moje twórczości okazała się seria interpretacji znanych dzieł. Przy tym projekcie wykształcił się styl, którym posługuję się na codzień.
Ewelina Dymek
Moje początki ilustratorskie wiązały się z kompletnie inną techniką, w której obecnie pracuję. Jeszcze kiedyś (okolice 2013) lubiłam pobrudzić się przy ilustracji i używałam wtedy bardzo dużo tuszu kreślarskiego, akwareli i śladowej ilości ołówka. Po uczestnictwie w warsztatach Fashion Drawing podczas organizowanego przez Grażynę Kulczyk Art&Fashion Festival w Poznaniu, zauważyłam możliwość połączenia mojej pasji z drogą zawodową i wtedy na serio wzięłam się za rysowanie.
Z czasem moje narzędzia pracy powoli zaczęły się zmieniać. Dotychczasowa technika coraz mniej odpowiadała moim potrzebom - czułam się bardzo ograniczona, a coraz bardziej lubiłam wchodzić w detal. Ołówek stawał się wtedy moim ulubionym narzędziem.
I tak już pozostało do dzisiaj. Dopiero od 2-3 lat czuję, że dotarłam w swojej estetyce i technice do takiego momentu, w którym czuję się swobodnie i mogę powiedzieć, że mam już swoją „kreskę”.
Karol Banach
Projektem zdecydowanie przełomowym dla mojej kariery było zlecenie na zaprojektowanie serii autorskich kart American Express w 2015 roku.
Kiedy otrzymałem email od nowojorskiego studia Alldayeveryday i po wygoglowaniu ich działalności wiedziałem, że będzie to coś dużego.
Sposób pracy jak i jasny brief sprawił, że praca nad tym projektem była czystą designerską przyjemnością, w której mogłem zastosować motyw zwierzęcia w ciele człowieka.
Do dziś ten element pojawia się w moich kompozycjach i myślę, że jest to jedna z elementów mojego stylu.
Innym elementem, który zastosowałem przy tym projekcie jest pattern zdobiący postacie, jak i gładkie, naturalne kształty wraz z cieniami, które te kształty uwypuklają i nadają im głębię.
Ten projekt zapoczątkował pewne moje nawyki stylistyczne, które trwają do dziś.
Podobał się Wam ten artykuł? Jeśli tak - dajcie znać kogo pierwsze prace chcielibyście obejrzeć w przyszłości!