Na początek może mały background: grafiki wektorowej uczyłam się na Corel’u 11. Najdłużej pracowałam na wersji X3 (czyli 13), którą bardzo lubiłam. Kilka lat później postanowiłam zmienić narzędzia na te oferowane przez Adobe. W pracy czasami zdarza mi się jeszcze sięgać po Corel’a przy sprawdzaniu plików przysłanych do druku. Często są to pliki otwarte, ponieważ wiele osób nie potrafi poprawnie eksportować PDF z tego programu.
Sądzę, że raczej kontaktu z tym narzędziem nie straciłam, choć – przyznaję – nie jest to program, w którym działam na co dzień. Recenzję napisałam zatem jako coś w rodzaju „powrotu” po latach. Na pewno nie będę w stanie wyłuskać dla Was wszystkich nowinek, które skrywa CorelDRAW 2020, dlatego jeśli go używacie, lubicie i chcecie coś polecić, liczę na Wasze komentarze. Tymczasem do dzieła.
Pierwsze wrażenia
Instalacja pakietu (testujemy: Corel DRAW, Corel PHOTO-PAINT, Corel CAPTURE i Corel Font Manager) trwa chwilę, ale nie wymaga od użytkownika wielu samodzielnych decyzji. Proces jest w większości automatyczny i chwilę trwa. CorelDRAW Graphic Suite 2020 (64-Bit) po instalacji zajmuje na dysku 2,47 GB.
Muszę przyznać, że interfejs programu przeszedł pozytywną przemianę. Minimalistyczne ikonki menu wyglądają bardzo nowocześnie, są czytelne i raczej nie miałam problemu z ich zidentyfikowaniem. Dodatkowo dostaliśmy możliwość wybrania ciemnego schematu kolorystycznego i kilka wariantów wyglądu przestrzeni roboczej dostosowanych do konkretnych zadań, np. ilustracji. Co ciekawe jeden z nich ma przypominać ten z Adobe Illustratora, Corel PHOTO-PAINT z kolei ma „imitować” Photoshopa.
Sprawdzamy możliwości
W nowej wersji programu użytkownik otrzymał pełną władzę nad ustawieniami kolorów (kiedyś domyślnie pracowało się w CMYK-u, teraz można dokonać wyboru między nim i RGB) oraz poszczególnych profili. Dla zorientowanych w niuansach poligrafii z pewnością będzie to plus.
Niestety CorelDRAW wciąż nie umożliwia intuicyjnego definiowania spadów czy marginesów wewnętrznych dokumentu w momencie tworzenia dokumentu. Jeśli nie chcemy doliczać tych obszarów, musimy dostosować układ strony w panelu „Opcje” (serdecznie dziękuję panu Danielowi za zwrócenie uwagi na te ustawienia w komentarzu). Nic nie zmieniło się również w trybie wyświetlania wielostronicowych dokumentów, nie możemy zatem eksportować do pdf’a podglądu rozkładówek (pojedyncze strony albo ich części).
Wyraźne ulepszenia wprowadzono w narzędziu Tekst, w zakresie ustawień tekstu akapitowego. Odrobinę bardziej zbliżyło to program do konkurencyjnego Illustratora. Corel pracuje również z nowoczesnymi variable fonts (czcionkami zmiennymi), ulepszono wprowadzenie list numerowanych. Niestety menu kontekstowe dla tego narzędzia wciąż oferuje mniej opcji niż Illustrator (np. brak ustawień tracking’u).
Sporym ułatwieniem jest możliwość filtrowania fontów względem różnych kategorii. Poszukując odpowiedniego kroju możemy wybierać spośród wszystkich dostępnych, lub ograniczyć wybór do takich grup jak na przykład: uprawnienia do osadzania, grubość, styl, technologia czy zakres znaków. To bardzo ciekawa opcja dla tych, którzy dysponują sporą biblioteką fontów i chcą zaoszczędzić czas szukając konkretnego kroju.
Na trochę więcej uwagi zasługuje wspomniane narzędzie variable fonts, dzięki któremu (przy odpowiednim foncie) dostajemy dodatkowe opcje. Zaznaczam, że są one dostępne wyłącznie dla krojów do tego przygotowanych i to w różnym zakresie. Muszę też wspomnieć, że im więcej „zmiennych” tym mniej płynne są przejścia poszczególnych ustawień, ale to zapewne będzie mocno uzależnione od parametrów konkretnego komputera.
Sztuczna inteligencja?
W kontekście najnowszej edycji pakietu, twórcy wiele mówią o wykorzystaniu algorytmów sztucznej inteligencji w pracy z obrazem rastrowym, jego trasowaniem i dodatkowymi efektami. O co konkretnie chodzi?
Zacznijmy od obietnicy, że CorelDRAW jest w stanie usunąć artefakty JPEG i powiększyć bitmapy jednocześnie poprawiając ich rozdzielczość. Z samouczka dowiadujemy się, że obraz po takiej operacji będzie ostry, pozbędziemy się nieestetycznych plam wynikłych z kompresji i „naprawimy” obraz oraz dostosujemy go do druku na dowolnym formacie. W skrócie: pobieramy słabej jakości obrazek z internetu, algorytmy „naprawiają” go, a my możemy dowolny obraz wydrukować bez narzekania, że jakość jest do druku zbyt słaba. Czy to koniec tłumaczenia klientowi, że obraz jest za słaby? Niekoniecznie…
Na potrzeby tej recenzji pokusiłam się o znalezienie obrazu ze znaczną ilością widocznych „kwadracików”. Zależało mi na widocznej kompresji JPEG, czymś, co absolutnie nie powinno zostać wydrukowane w profesjonalnym projekcie. Zaczynamy zatem od usunięcia artefaktów:
Po dokładnym przeanalizowaniu efektów muszę przyznać, że obraz został lekko rozmyty w niektórych, problematycznych miejscach. Większość dowodów na kompresję jednak pozostała. Może to być oczywiście wina samego obrazu źródłowego. Efekt z pewnością będzie lepszy, jeśli program będzie miał za zadanie jedynie subtelnie „naprawić” zniszczenia.
Kolejna nowość, w której wykorzystano algorytmy AI to zwiększanie ilości pikseli w obrazie. Najwyraźniej efekt widoczny będzie na ilustracji wektorowej, która została zapisana jako JPEG.
Muszę przyznać, że w tej sytuacji program poradził sobie już znacznie lepiej. Zdecydowanie na plus oceniam to, że aplikacja podaje szacunkowy czas przeprowadzenia procesu.
Mimo obiecującego efektu przy ilustracji, polecam Wam zachować zdrowy sceptycyzm wobec obu tych „przełomowych” narzędzi. Opcja polepszania rozdzielczości zdjęcia w narzędziu „Zmień rozmiar/rozdzielczość” znacznie gorzej sprawdziła się przy zdjęciu z różą.
Taką małą, ale znaczącą nowością jest ulepszenie narzędzia „cień”. W wersji 2020 wzbogacono je o opcję cienia wewnętrznego. Sprawdza się całkiem obiecująco, chociaż nie udało mi się nałożyć cienia zewnętrznego i wewnętrznego jednocześnie na ten sam obiekt.
Co ciekawe jako jedną z głównych zalet nowej wersji tego oprogramowania, podaje się możliwość prezentowania projektów klientom za pomocą aplikacji CorelDRAW.app i zgłaszanie poprawek bez konieczności wysyłania kolejnych plików projektu mailem. Narzędzie warte sprawdzenia, jeśli ktoś z Was planuje upgrade do najnowszego pakietu.
Za co lubię program CorelDRAW
Corel DRAW to program, z którym zaczynałam swoją przygodę z grafiką i to właśnie na nim przez długi czas pracowałam. Nadal wiele w nim cenię, m.in. to, że aby usunąć węzeł krzywej wystarczy w niego kliknąć. Tak samo intuicyjnie węzły się dodaje (nie trzeba zmieniać narzędzia). W najnowszej wersji twórcy umożliwili podgląd krzywej w momencie rysowania.
Dodatkowo większość operacji na obrazach rastrowych (łącznie z nałożeniem efektów, zmianą rozdzielczości czy trybu) wykonamy w jednej aplikacji, co może wpływać na łatwość projektowania. Zastosowanie automatycznych filtrów to oczywiście kwestia upodobań i potrzeb, ale Corel ma ich całkiem sporą kolekcję.
Wsparciem dla prac na obrazach rastrowych jest program Corel PHOTO-PAINT, którego raczej nigdy nie używałam. Wiele z opcji dostępnych w nim obsłużymy z poziomu aplikacji DRAW. Jeśli chodzi o digital painting, to co prawda PHOTO-PAINT obsługuje nachylenie piórka i pracuje z tabletami Wacom, niemniej do sztuki cyfrowej lepszy z pewnością będzie Corel PAINTER.
Za czy przeciw?
Tryb ciemny interfejsu sprawił, że podeszłam do Corela z innym nastawieniem. Wykorzystałam tę opcję, aby oderwać się od tego, co pamiętam i podejść do niego z otwartym umysłem. Zdecydowanie zamiana na plus, ale w praktyce bez znaczenia dla projektowania.
Brakowało mi tych domyślnych jednoliterowych skrótów stosowanych przy wyrównywaniu obiektów. Praca idzie z nimi szybciej i akurat w Corel’u wyrównywanie obiektów w moim odczuciu jest bardziej intuicyjne niż w aplikacjach Adobe.
Wspominałam już o tym, że pozostawiono podgląd kart z kolejnymi stronami projektu. Brak widoku stron widzących jest czymś, przez co wielu użytkowników InDesign’a nie będzie w stanie przekonać się do Corel’a i ja to rozumiem. Składanie publikacji wielostronicowych w Corel’u jest przez to kłopotliwe. Dodać należy tutaj rosnące rozmiary projektu, jeśli zaimportujemy kolejne bitmapy, które nie są w przypadku tego środowiska podglądami linków, a kopiami tych plików.
Na plus oceniam dodatkowe opcje przy eksporcie PDF i większą kontrolę nad plikiem produkcyjnym.
Niemałym, choć miłym zaskoczeniem jest możliwość zapisu samego projektu w rozszerzeniu cdr do wersji 11. Corel nigdy nie był kompatybilny wstecznie, ale widać, że twórcy pomyśleli o problemie zgodności wersji i pamiętali o tych, którzy będą chcieli przesyłać pliki komuś posiadającemu Corel’a-staruszka.
Przyznam, że po latach trudno mi wyobrazić sobie powrót do programu CorelDRAW i ta wersja mnie nie przekonała do tego kroku. Kusząca jest oczywiście cena, która w tej chwili wynosi 2809 zł brutto (za licencję wieczystą) lub 1600 zł brutto w rocznej subskrypcji.