Tworzy klimatyczne prace, pełne symboliki i detalu. Jest autorką ilustracji przewodniej do tegorocznej konferencji GrafConf. W rozmowie zdradziła kulisy pracy nad tym projektem, ale też opowiedziała o innych zleceniach, zmianach i tym, jak warto podejść do studiowania, żeby nie dać sobie podciąć skrzydeł.
Projekt zaczyna się od briefu, więc opowiedz nam, jakie wytyczne dostałaś, żeby przygotować ilustrację na GrafConf?
W tym przypadku brief był oparty o te ilustracje, które już robiłam. Takim punktem wyjścia i swego rodzaju inspiracją były ilustracje portretowe, kobiece, które kiedyś projektowałam do serii poszetek.
W przypadku ilustracji konferencyjnej motywem przewodnim miały być charakterystyczne kolory, niebieski i pomarańczowy. To one miały dominować i się wyróżniać.
Oprócz samej twarzy mamy też całą masę atrybutów i nadprogramowe ręce. Też były w briefie?
W briefie było jeszcze więcej tych atrybutów, m.in. cały laptop. Doszliśmy jednak do wniosku, że niektóre mało wdzięcznie by się prezentowały z tymi dłońmi. Zwłaszcza że zależało nam na zachowaniu proporcji. Z części przedmiotów zrezygnowaliśmy, a część zamieniliśmy na „symbole”, jak w przypadku klawiatury, z której zostało jedynie kilka klawiszy.
Dłonie symbolizują wielozadaniowość. To, że w dzisiejszych czasach trzeba się trochę znać na wszystkim. Zresztą wykłady na konferencji też dotyczą różnych obszarów. Na ilustracji chcieliśmy ująć cały ten złożony świat branży projektowej.
Miałaś jakieś wątpliwości przed wzięciem tego zlecenia? Czy czułaś tremę, tworząc coś, co ocenią inni projektanci?
Wątpliwości nie miałam żadnych. Zwłaszcza zobaczyłam w briefie swoje ilustracje, które bardzo dobrze mi się rysowało i darzę je dużym sentymentem. Przyznam, że obawiałam się trochę kolorystyki, bo te konferencyjne kolory są bardzo intensywne. U mnie zazwyczaj jest tak, że jeden kolor jest właśnie intensywny, a reszta przygaszona.
Na początku bardzo się do tego przykleiłam i korzystałam wyłącznie z palety, którą dostałam. Potem okazało się, że możemy trochę od tego odejść i zdecydowanie wyszło to z korzyścią dla ostatecznego efektu.
Pomysł na ilustrację sam w sobie mi się podobał, więc nie miałam tutaj żadnych wątpliwości, że to jest projekt dla mnie.
Jak dużo Ciebie i swobody tworzenia jest w tej ilustracji?
W przypadku ilustracji na GrafConf było tak pół na pół. Z jednej strony była ta kolorystyka, a z drugiej pomysł, żeby to był portret. Dostałam w sumie konkretne wytyczne, do których musiałam się zastosować.
Raczej rzadko się zdarza, żebym miała pełną przestrzeń na robienie po swojemu. Zresztą to widać na moich socjalach, że ilustracje, które robię dla siebie i te dla klienta mają inną dynamikę i charakter.
Oczywiście to, czy klient daje twórcy pełną swobodę, czy nie, zależy od tego, po co robimy projekt i dla kogo. W przypadku ilustracji na konferencję musiałam przedstawić konkretną treść. Możliwe, że gdybym miała tę swobodę, to też tak bym to zrealizowała. Natomiast absolutnie nie czułam się przytłoczona tym projektem. Było to po prostu przyjemne zadanie, nie będę tego ukrywać.
Robisz inne projekty niż ilustracje?
Ilustrację kocham i nie zamierzam z niej rezygnować, ale chciałabym robić więcej innych projektów. Jestem na takim etapie w życiu, że chętnie wróciłabym do projektowana graficznego, zgodnie z moim wykształceniem.
Czasami czuję, że troszkę utknęłam w ilustracji, a chciałabym dać się lepiej poznać z niego innej strony. Zresztą nie chodzi tylko o rodzaj projektów, ale też o samą współpracę. Chciałabym pracować w zespole, w bardziej stabilnym środowisku, nie jako freelancer.
Zlecenia, które obecnie dostaję, wykonuję sama w domu. Mam ochotę rozszerzyć ten swój świat. Oczywiście, mam świadomość, że tutaj warto byłoby opracować odpowiednie portfolio. Na to z kolei zawsze brakuje czasu, ale liczę na kolejne okazje do opracowania brandu, a nawet szansę na zasilenie jakiegoś fajnego kreatywnego zespołu.
Ostatnio miałam też okazję wykonywać tatuaże. To też była dla mnie nowość. Także mam w sobie teraz taką potrzebę zmiany.
Portfolio masz nieaktualne, ale konto na Instagramie prowadzisz chyba w miarę systematycznie.
Nad tą systematycznością w mediach społecznościowych i kreowaniem wizerunku muszę trochę popracować. Przyznam, że zaniedbałam trochę konto i to w takim najgorszym momencie na „urlop od mediów społecznościowych”, bo potraciłam zasięgi i teraz trudno o jakieś fajne wyniki.
Poza tym trochę nie lubię publikować w sieci. Mam w sobie blokadę przed pokazywaniem prywatnego życia. Choć lubię oglądać innych, ich pracownie i historie związane z projektami.
Bierzesz udział w konkursach i pokazujesz prace, które nie wygrywają. Co na tym zyskujesz?
Udział w konkursach motywuje mnie do wstawiania czegoś na media społecznościowe. Zwykle robię to, kiedy mam jakiś zastój z pracą, na przykład skończyłam zlecenia albo jestem na etapie dogadywania umowy. Od kilku lat pracuję nad tym, żeby nie zaczynać pracy przed ustaleniem formalności.
Do większości konkursów nie podchodzę jakoś bardzo poważnie. Wybieram takie, z których prace mogę jeszcze w jakiś sposób wykorzystać, żeby nie fiksować się na punkcie tego, czy wygram, czy nie. Konkursy oczywiście są różne, zdarzało mi się wygrywać nagrody, więc nie mogę powiedzieć, że ich nie lubię. Odbieranie nagrody to zawsze bardzo miłe uczucie. Zależy mi natomiast na takich działaniach, które mogę przekuć w coś dla siebie.
Jednym z takich głośniejszych Twoich zleceń było to dla wytwórni Disney’a. Jak wyglądała praca nad poznańskim Mandalorianem?
Przy tym projekcie miałam wolną rękę. Do tego stopnia, że trochę nie dogadaliśmy się co do formatu. Zresztą to było widać, bo jak się zebrało wszystkie plakaty razem, to moja ilustracja jako jedyna była w poziomie. Poza tym, że mój projekt trochę odstawał i z tego powodu czułam lekkie zażenowanie, to bardzo fajnie mi się przy nim pracowało i cieszę się, że miałam taką okazję.
Sam mural mam bardzo blisko mieszkania, przechodzę tamtędy codziennie, więc tym bardziej jest to miłe.
Jakie jeszcze prace miło wspominasz? A może masz swój ulubiony projekt?
Jeśli chodzi o pracę z klientem, to bardzo miło wspominam współpracę z Wedlem. Z projektów chyba najbardziej lubię projekt longboardów dla Luca Longboards. Mam deskę w domu, pasuje mi do mieszkania, ma kolory, które lubię i nie nudzi mi się ten projekt.
A jest coś, czego nie lubisz w swojej pracy?
Nie lubię kiedy jestem tylko wykonawczynią cudzego pomysłu. Trochę mnie to wtedy boli, że lata mojej edukacji, które obejmowały też kompozycję czy inne zagadnienia, są strącone na margines. Moja duma kreatywna jest wtedy bardzo urażona.
Nie lubię też niestałości na freelansie. Tego, że są miesiące kiedy jest wszystko super, a czasem nie ma zleceń, a na dokładkę pojawiają się jakieś prywatne problemy. W takich sytuacjach można się podłamać. Zdarzą się też jakieś przestoje spowodowane formalnościami w księgowościach. Ta niestabilność jest chyba największym minusem takiej pracy.
Co byś w takim razie poradziła młodym ilustratorom? Odradziłabyś im samotne działania?
To zabawne, bo ostatnio miałam wykład na Collegium Da Vinci w Poznaniu i trochę chcąc rozluźnić atmosferę, sama będąc zestresowana, na to samo pytanie odpowiedziałam: „Nie słuchajcie wykładowców”. Nie był to najlepszy moment ani miejsce na takie stwierdzenia.
Trochę nadal się z tym zgadzam, natomiast to było tak bezceremonialnie z moich ust, że chyba nie wybrzmiało tak, jak chciałam.
Chodziło o to, że na naszych studiach artystycznych, przynajmniej jeśli chodzi o ilustrację, jest dość duży problem z pewnym narzuconym stylem. Oczywiście nie da się tego uniknąć, jeśli wykładowca ma swoje preferencje, to jest bardzo trudne żeby być totalnie obiektywnym.
Ale system kształcenia w mojej ocenie jest kulawy i kiepsko wymyślony właśnie przez oceny. Co chciałam przekazać studentom, to, żeby nie brali do siebie tych ocen. Czwórka czy trójka to nie są oceny naszego talentu. Mnie studia czasami mocno demotywowały, czułam ze to nie jest moja droga ani mój kierunek. System ocen moim zdaniem jest najbardziej problematyczny i potrafi podciąć skrzydła.
Zmieniłabyś program studiów, żeby lepiej przygotować młodych projektantów do pracy w dzisiejszych czasach?
Myślę, że na studiach projektowych jest duży problem z pracą w grupie. Ogromny nacisk kładzie się na samodzielność i robienie własnych projektów. Brakuje okazji i impulsu do robienia czegoś razem, co później przekłada się na trudności w komunikowaniu. Zwłaszcza że ludzie w moim wieku i młodsi są bardzo zamknięci w sobie i niechętnie się podporządkowują.
Co za tym idzie, kiepsko radzimy sobie z dogadywaniem się w pracy. Nie umiemy odbierać krytyki, dawać informacji zwrotnej czy działać w większych zespołach, gdzie liczy się nie tylko nasze zdanie. A ta umiejętność dogadywania się jest bardzo ważna i nie da się jej uniknąć, nawet zakładając własne studio czy działając jako freelancer.
Do tego dochodzi szybko rozwijająca się technologia i — ulubiony ostatnio temat branży — sztuczna inteligencja. miałaś okazję pracować z AI?
Mój stosunek do AI jest dość niejednoznaczny. Z jednej strony mówię sobie, że należy do tego podejść na spokojnie, bo jest to kolejne medium. Nie ma co wpadać w panikę. Przecież po wynalezieniu fotografii straszono, że nikt już nie będzie chciał kupować obrazów. Dziś każdy ma przy sobie całkiem niezły aparat w smartfonie, a jednak nie zastąpiły one obrazów malowanych.
Jednocześnie trudno jest całkowicie nabrać dystansu i pozbyć się uczucia niepewności. Dosłownie kilka dni temu dostałam brief z ilustracją wykonaną za pomocą AI. Mam też klienta, dla którego regularnie projektowałam ilustracje, a teraz robi to sztuczna inteligencja.
Moment, moment. Ktoś zrobił obrazek w AI i oczekiwał, że go przerysujesz?
Nie, dostałam wykreowaną scenę z kompozycją i klimatem, którego klient oczekiwał. Raczej to było coś w rodzaju szkicu, pokazującego wizję klienta. Trochę jak wizualny brief.
Rozumiem, a skłoniło Cię to do podjęcia własnych eksperymentów z AI?
Ja jestem taką osobą, która musi dojrzeć do nowości. Także jeszcze nie. Tak samo jest z TikTokiem. Wiem, że artyści potrafią tam wyciągnąć fajne wyniki, ale mnie jeszcze tam nie ma. Ja poczekam, poobserwuję i może z czasem się przekonam.
Zobaczymy się w Toruniu?
Taki jest plan.
Ilustrację Izy już niedługo zobaczycie na konferencyjnych gadżetach, między innymi torbach, które dostaniecie przy rejestracji. Bilety jeszcze kupicie na stronie grafconf.pl.
Autopromocja