Początek roku, to zawsze czas na przemyślenia i snucie planów na przyszłość. U nas to też inspiracja do przygotowania materiałów, w których przyglądamy się nieco bliżej przeróżnym trendom. Dzisiaj chciałabym więc podzielić się z Wami moją wizją przyszłości projektowania.
Stopniowe odejście od uniwersalizmu w projektowaniu logo
Obserwując projektowanie graficzne ostatnich lat można było śmiało dojść do wniosku, że za kilka lat wszystkie znaki większych korporacji wyglądać będą tak samo. Prosty – geometryczny krój, grzeczna forma i kolorowy branding. Marki trochę przyzwyczaiły nas do takich zmian, a po jakimś czasie te redesigny przestały wzbudzać w nas szczególnie silne emocje.
Przyglądając się najnowszym realizacjom największych marek można jednak dojść do wniosku, że podejście to już się „zestarzało”, a projektanci mają ochotę na nieco więcej szaleństwa i co ważniejsze – klienci są gotowi to szaleństwo zaakceptować.
Jeśli potrzebujecie szczegółów, najlepiej po prostu zerknąć na stronę śledzącą zmiany w identyfikacjach marek – BrandNew. Nawet bez wykupionego abonamentu, przeglądając same miniaturki, jak na dłoni widać, że moda na ekstremalną prostotę przechodzi do lamusa, a znaki, które jeszcze niedawno zostały uproszczone, odnajdują swoją szaloną stronę.
Oczywiście identyfikacje tego typu pojawiać się z pewnością jeszcze będą, prawdopodobnie jednak twórcy ograniczą się do dziedzin w których ta stylistyka realnie po prostu świetnie się odnajduje (jak na przykład w branży modowej czy technologicznej). Zobaczymy ich pewnie też sporo przy redesignach znaków wyglądających naprawdę „staro” – jako bezpieczna alternatywa do rozpoczęcia zmian.
Responsywny branding
Responsywne strony to już standard, co jednak ze znakami? Coraz częściej one także wykorzystywane są na różnych nośnikach przez co wymagają różnego podejścia do ich prezentowania. Rozwiązaniem tego problemu, ale też bardzo ciekawym polem do eksperymentowania w 2023 roku na pewno będą responsywne znaki oraz responsywne identyfikacje wizualne.
Tego typu podejście zakłada, że ani logo ani jeden konkretny ozdobnik nie są w centrum projektu. Całość opiera się raczej na koncepcji (wywodzącej się z logo lub nawet nie), która płynnie dopasowuje się do miejsca, w którym ma występować. Trend ten pojawił się już jakiś czas temu (pierwszym przykładem z Polski jaki kojarzę jest logo Kujawy Pomorze), ale obecnie jest coraz popularniejszy.
Ciekawym i bardzo świeżym przykładem takiej identyfikacji jest najnowsza realizacja rodzimego TOFU studio, czyli projekt dla Muzeum Narodowego w Gdańsku. W identyfikacji przygotowanej przez ekipę z Gdańska zobaczyć możemy zespół zasad, które tworzą koncepcję identyfikacji. Oparte są one co prawda na układzie logo w wersji podstawowej, stanowi ono jednak tylko bazę do kreacji kolejnych znaków instytucji związanych z muzeum jak i samej – responsywnej - identyfikacji. Podejście do responsywności jest tutaj dość klasyczne, bo logo składające się z kwadratu rozwija się w bardzo naturalny sposób do prostokątów o różnej proporcji tworząc tym samym miejsce dla dodatkowych ozdobników czy treści.
Innym bardzo ciekawym przykładem responsywnego podejścia do samego znaku jest identyfikacja podcastu Spotify. W tym wypadku nie mamy jednego – stałego – znaku, a jedynie jego elementy, które mogą być ze sobą dowolnie łączone.
Jeśli interesuje Was motion branding i taka stylistyka, to koniecznie sprawdźcie też portfolio Studia Dumbar odpowiedzialnego za ten projekt. Jest przepełnione tego typu inspirującymi realizacjami.
Nieodłącznym elementem responsywnych znaków czy identyfikacji wizualnych są też animacje, czy mówiąc szerzej właśnie motion branding o którym wspominałam przy okazji zeszłorocznych trendów. Idea montion brandingu zakłada, że elementem identyfikacyjnym nie jest jedynie grafika, typografia, zdjęcia czy ilustracje, ale także to w jaki sposób elementy się poruszają. Idąc o krok dalej – istotny jest tutaj nie tylko sam fakt poruszania się, ale sposób w jaki to robią – prędkość, kierunek, styl.
Animacje mogą być sposobem na pokazanie responsywności projektu, ale także elementem ozdobnym w którym konkretne „statyczne” elementy graficzne są jedynie „stopklatką” wersji animowanej.
Historia i sztuka z pazurem
Dostępne na zasadzie wolnej licencji zasoby światowych muzeów to nie lada gradka dla projektantów graficznych. Korzystanie z nich to świetny sposób na to, aby dodać swojemu projektowi wyjątkowości, zaciekawić odbiorcę i to nawet wtedy, gdy tworzona przez Ciebie marka nie ma za wiele wspólnego ze światem wysokiej sztuki.
Kiedy w 2018 roku Barrakuz skorzystała z cyfrowej reprodukcji Mona Lisy do kolażu na potrzeby kampanii Medicine, wzbudziła tym spore zainteresowanie społeczeństwa i wywołała dyskusję na temat tego czy tego typu materiały w ogóle wypada wykorzystywać.
Dzisiaj elementy zaczerpnięte z zasobów muzeów są bardzo częstym materiałem do pracy dla osób które zajmują się kolarzem i w zasadzie nikogo już to nie dziwi.
Korzystać można z nich „na poważnie” przy okazji realizacji, które bezpośrednio wiążą się z tym tematem (jak wspomniane wyżej Muzeum autorstwa TOFU), można jednak korzystać z nich także na luzie, albo nawet… z pazurem.
Świetnym przykładem takiego wykorzystania prosto z naszej branży jest na przykład identyfikacja poznańskich spotkań Santa Grafika. Jej twórcy w bardzo zręczny sposób łączą szeryfową typografię z sugestywnie przyciętymi obrazami.
Istnieje wiele muzeów na całym świecie, które udostępniają swoje zasoby w wolnej licencji, więc jeśli chcesz dołączyć do twórców zainspirowanych historią – wszystko przed Tobą. Jeśli zdecydujesz skorzystać z jakiegoś zasobu - koniecznie sprawdź licencję przypisaną do konkretnego pliku, w niektórych przypadkach mogą się one różnić.
Typografia przejmująca rolę ozdobnika
Litery to nie zawsze tylko narzędzie do przekazania informacji, to także dobra forma ekspresji, wyrażenia siebie, pokazania klimatu marki. Projektując możemy wybrać bardzo ekspresyjne, nieczytelne kroje albo popracować niestandardowymi układami z klasycznymi, dobrze zaprojektowanymi fontami.
Myślę, że w tym roku tego typu podejście do projektowania będzie wyraźnie się wybijać, a ciekawe kompozycje typograficzne coraz częściej pojawiać się w projektowaniu – nie tylko do druku, ale także w sieci.
Z oczywistych względów bardziej „szalona” typografia stosowana będzie przede wszystkim w mniej istotnych przekazach – jako duże nagłówki pełniące rolę ozdobników, a nie istotne dla odbiorcy końcowego czy marketingowe call to action. Znacznie lepiej sprawdzi się też w aplikacjach dedykowanych odważniejszemu i bardziej otwartemu na nietypowe przekazy odbiorcy.
Warto sprawdzić tutaj na przykład projekt identyfikacji platformy ROVR. Co prawda nie brakuje tu innych środków wyrazu (zdjęcia, siatki, graficzne elementy), trudno jednak nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że typografia stanowi punkt wyjścia i jest tym elementem, który wybija się na pierwszy plan.
Innym bardzo ciekawym przykładem jest identyfikacja magazynu Sztos. W tym wypadku faktycznie zobaczyć możecie bardzo minimalistyczny projekt oparty na ciekawych układach, dobrej grze światłem i właśnie dość mocno zdeformowanym kroju.
Ekspresyjna typografia to często nie tylko bardzo wymyślne kroje, ale po prostu nieco bardziej ozdobne szeryfy czy nowoczesne kroje bezszeryfowe.
Projektowanie digital first i schyłek „śmieciowego” druku
Ulotki, masowo produkowane wizytówki czy katalogi „na raz”, to materiały na które decydowały się marki chcące dotrzeć do starszego odbiorcy, który nie do końca radził sobie z technologią.
Z biegiem czasu osób tych jest jednak coraz mniej, a pokolenie „baby boomers” coraz zręczniej porusza się w cyfrowym świecie i (czasem aż za dobrze) reaguje na serwowane w social media czy na stronach internetowych reklamy. W związku z tym i w kontekście wciąż drożejących cen papieru, zapotrzebowanie na projekty drukowane stopniowo maleje. Często zdecydowanie bardziej opłaca się zamówić grafikę reklamową i kampanię w social media zamiast druku i kolportażu ulotek reklamowych.
Nie bez znaczenia są także kwestie ekologiczne. Drukowanie materiałów, które za chwilę mają trafić do śmietnika, to straszna strata zasobów, a podejście proekologiczne to coś na co decyzuje się obecnie sporo (szczególnie większych) firm.
Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było projektowanie identyfikacji wizualnej w której głównej roli nie grały projekty drukowane. Dzisiaj nikogo już to nie dziwi i myślę, że za chwilę będzie to po prostu branżowy standard. Obecnie wiele marek funkcjonuje marketingowo głównie w środowisku internetowym, wygląd identyfikacji w druku jest więc dla nich sprawą drugorzędną.
I z jednej strony to trochę smutne, bo przecież wszyscy lubimy dotykać papier i wąchać świeżo wydrukowane katalogi. Z drugiej jednak myślę, że to też spora szansa dla projektantów. Prawdopodobnie nigdy uciekniemy od papieru, a większa świadomość klientów sprawi, że dane nam będzie tworzyć projekty, które nie wylądują za moment w śmietniku, a będą planowane uniwersalnie – tak aby posłużyły przez kilka lat.
Dłuższe „życie” takiego wydrukowanego projektu daje z kolei pole do użycia ciekawszych materiałów (w tym na przykład papierów ozdobnych czy ekologicznych) oraz ciekawych technik druku, a przecież wszyscy sobie tego życzymy.
Jak podoba Ci się snuta przeze mnie tutaj wizja? Myślisz, że się sprawdzi? A może masz swoje przewidywania co do przyszłości projektowania?