Używając górnolotnej i pompatycznej retoryki można powiedzieć, że logotyp to wszechświat w identyfikacji wizualnej. Czyli wszystko, co fizycznie istnieje, cała przestrzeń, formy stałe i zmienne zaadaptowane do danego wizerunku muszą być bezwzględnie spójne z logotypem. Ważna jest zarówno forma jak i kolorystyka… A projektując kluczowy element Identyfikacji Wizualnej winniśmy się do tego sumiennie przygotować.
Ten artykuł, drogi czytelniku, to nie jest gotowy przepis na wykonanie logotypu. Nie znajdziesz tu przeglądu form sygnetów, czy trendów kolorystycznych. Zabraknie również informacji o typografii, kroju danego fonta i jego ewentualnego zastosowania w wybranej branży.
To będzie tekst o tym jak przeprowadzić sumiennie researach, jak rozmawiać z klientem i jak sprzedać mu dobry dizajn. Wskazówki kluczowe przy całej pracy projektowej. Rzecz jednak o logotypie, ponieważ to on leży u podstaw…
Pierwszy kontakt z klientem
Klientów powinniśmy dzielić na tych, którzy trafili do nas z polecenia, za pomocą poczty pantoflowej i na pozostałych. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ z reguły, jeżeli padłeś „ofiarą” poczty pantoflowej – najskuteczniejszego nośnika reklamowego na świecie – musisz rzetelnie przygotować się do pierwszej rozmowy. Przygotować portfolio określające Twój styl, bo, mimo że przychodzący do Ciebie człowiek jest dobrze nastawiony do Twojej osoby (najpewniej usłyszał: mam dobrego grafika, dobrą robotę u mnie wykonał), należy pamiętać, że postrzeganie estetyczne jest wybitnie subiektywne dla każdej chodzącej po ziemi istoty. Przedstawiając portfolio, które określa Twoje preferencje dotyczące dizajnu i stylistyki, w jakiej się poruszasz, przygotujesz klienta na to, co się może wydarzyć w trakcie waszej współpracy. Unikniesz wielu nieporozumień. I co chyba najważniejsze zaoszczędzisz sobie sporo nerwów – generalnie, bo różne przypadki się zdarzają.
Druga kategoria klientów, to Ci, którzy trafili do Ciebie najpewniej zauroczeni portfolio, dotychczasowymi dokonaniami, lub też ze względów ekonomicznych. Tutaj sprawa jest łatwiejsza, bo klient jest często przygotowany na to, co zobaczy. Nie znaczy to jednak, że możesz przyjść na pierwsze spotkanie nieprzygotowany. Grzech zaniechania jest najbardziej brzemienny w skutkach.
Pozwól mówić
Często jest tak, że spotykając się z klientem chcielibyśmy opowiadać o swoich dokonaniach, wygranych konkursach, nagrodach, czy o projektach, z których jesteśmy szczególnie dumni. Nie tędy droga! W naszym interesie jest, aby o zleceniu i preferencjach klienta dowiedzieć się jak najwięcej. Pytaj i notuj. W pierwszej kolejności o markę, o branżę, o konkurencję w tejże branży. O całym przedsięwzięciu i kierunku, w którym ono zmierza. O genezę marki, czy też nazwy, jeżeli to nowy produkt. Pytaj i słuchaj. Rodzice uwielbiają opowiadać o swoich dzieciach. Dojdziecie do takiego momentu, kiedy klient się zmityguje i sam zacznie pytać. O portfolio, wstępne pomysły na jego logotyp, kolorystykę… Ostatecznie otrzymujemy ciężarówę pełną wytycznych, nawiązujemy nić porozumienia, i co ważne uświadamiamy klienta w tym, że warto z nami rozmawiać. Jeżeli powzięliśmy już wstępne ustalenia, określiliśmy termin, sposoby i częstotliwość kontaktu, należy podsumować spotkanie i do roboty.
Jak szukać oryginalności, spójności i weny
Każdy grafik ma swoje sposoby na szukanie inspiracji. Są rzeczy, które projektujemy mimochodem, z lekkością, a efekt jest oszałamiający. „Tylko takich zleceń” – życzymy sobie każdorazowo wrzucając taki projekt do portfolio i tagując je w głowie przymiotnikiem: „ulubione”.
Niestety szara rzeczywistość często szybko sprowadza nas na ziemię. Otrzymujemy zadanie, które dłubiemy klika tygodni, bez zadowalających efektów. Dlatego warto wyposażyć się w narzędzia, które pozwolą nam zminimalizować „utrapienie”. Skoro kreacja nie idzie należy zwrócić się w stronę metodyki. Dobrze przeprowadzony research pozwoli nam na ubranie projektu w pewną otoczkę, którą będziemy też indoktrynować zleceniodawcę przedstawiając wykonany już projekt.
Tutaj kluczowe okazują się notatki z wcześniejszego spotkania z klientem. Dobrym pomysłem jest stworzenie tabelki: W pierwszej kolumnie wprowadzamy logotypy konkurencji i marek działających w danej branży. Druga to synonimy określające projektowane logo i całą markę/branżę. Trzecia to preferencje klienta. Czwarta nasze pomysły inspiracje i spostrzeżenia.
Zbieranie tych wszystkich informacji to proces czasochłonny, często dziesiątki godzin spędzone na poszukiwaniach. Dla naszego zdrowia psychicznego niezbędne jest cały proces projektowy podzielić na etapy przetykane pauzami. Zachowamy w ten sposób świeżość.
Finalizacja zlecenia
Ostatni krok, zdecydowanie najtrudniejszy. Pokazujemy projekt klientowi… Często z duszą na ramieniu, siedzimy jak na szpilkach i… zaczynamy terkotać. O formie, o trendach, kolorystyce, symbolice… Hola, hola mości panie! Nie to, nie tak! Przedstawiając zleceniodawcy logotyp, pamiętajmy, że on też na pewno gubił się w domysłach, jak to będzie? Którędy podąży płodny umysł projektanta. Na 90% nie spodziewał się tego, co ujrzał. Daj człowiekowi chwilę zadumy, niech przetrawi, niech roztrząsa, niech myśli nad przedstawionym wzorem.
Jeżeli proces projektowy przebiegał poprawnie, a relacja grafik – klient była zdrowa, w końcu zapyta o zastosowane rozwiązania. Wtedy właśnie zwraca się praca włożona w research, wtedy dopiero możemy zacząć słowotok i opowiadać o kolorystyce, trendach w światowym dizajnie, i o wszystkim, co przyczyniło się (bądź nie (!)) do powstania formy, którą delikwent ma przed sobą. Oczywiście zdarza się, że logotyp przechodzi bez poprawek, a klient z zadowoleniem płaci premię. Rzadko, prawie nigdy, ale się zdarza…
Na koniec – czego nie należy robić.
Nie należy wymagać natychmiastowej decyzji od klienta, presja nie pomaga. Nie należy oferować nieskończonej liczby poprawek. Przecież to umowa biznesowa, trzeba jasno określić zasady współpracy. Nie należy obniżać wartości własnej pracy, wiadomo na bezrybiu i rak ryba, ale jeżeli usłyszycie, że potencjalny klient wysuwa argument: znam kogoś, kto mi to zrobi taniej – naprawdę lepiej żeby taki delikwent pozostał… potencjalnym klientem. Nie należy zgadzać się tylko na kontakt telefoniczny z klientem, przynajmniej, jeżeli chodzi o kluczowe zagadnienia związane z projektem. To niepraktyczne, rozmowa umknie, mail pozostanie. Do wglądu dla obu stron. Nie należy się przejmować, jeżeli klient mówi „nie”, (nie, bo nie!), trzeba walczyć o swój projekt, należy jednak pamiętać, że zleceniodawca może być despotą i, koniec końców to on jest klientem on płaci i on wymaga… Takie sytuacje się zdarzają, są bolesne dla naszego wysublimowanego estetycznie ego, irytujące, ale jak mawia klasyk: głową ściany nie przebijesz. Z sytuacją pt: „Logo większe i na środek” trzeba żyć, zainkasować należność i na przyszłość w miarę możliwości unikać.
Z mojego punktu widzenia nie ma nic bardziej satysfakcjonującego jak praca nad logotypem. Toż to podwaliny pod wszystko, ludzie będą to oglądać, na różnych płaszczyznach, w różnych miejscach i formach. Projektowanie logotypu ma w sobie coś mitycznego, cząstkę wieczności, która wtapia się rzeczywistość, jak i powrót do źródła danego elementu. Dlatego też, powinien być to duży wysiłek dla naszego procesu kreacji… Podparty wiedzą szczególną, wymyślony od początku do końca.