Sama siebie określa mianem konsultantki projektowej, artystki, byłej wykładowczyni, zawsze otwartej na nowe wyzwania, projekty i ludzi. Znana z nietuzinkowych identyfikacji wizualnych, wyrazistych zestawień kolorystycznych i niebanalnych kontrastów. Zaprosiliśmy Martynę do rozmowy o znakach, logo i briefie.
Pochwaliłaś się ostatnio w sieci znakiem pracą stworzoną na konkurs. Powiedz, jak się odnajdujesz w nowej roli?
Tak, mam tę przyjemność, że w 15 edycji #CreateAsUs mogę pojawić się jako ambasadorka i wesprzeć konkurs. Zrobiłam zadanie konkursowe, które polega na stworzeniu graficznej interpretacji nazwy. Dodam, że razem z pozostałymi trzema ambasadorami, mieliśmy całkowitą swobodę twórczą, więc zaproponowałam znak, który z powodzeniem może funkcjonować w czerni i bieli, jak logo.
W przypadku tego zadania, stworzenie znaku było bardzo dużym wyzwaniem. Po pierwsze dlatego, że mamy symbol „#” i bardzo duże obostrzenie w postaci liter „A” i „U”, które znajdują się w środku hasła i muszą być pisane wersalikami, żeby zachować grę słowną. Stworzenie zgrabnego znaku, nawet dla kogoś, kto swobodnie porusza się w tego typu zleceniach, było wyzwaniem.
Wspomniałaś o czerni i bieli, zawsze projektujesz w takim zestawieniu?
Zgadza się. Robię to ze względów praktycznych. Takie zestawienie pozwala myśleć przede wszystkim formą. A dobra forma może działać w każdym kolorze. To oznacza, że możemy na dalszym etapie projektu zmieniać kolory, bez konieczności ingerowania w kształt całego znaku. Nawet jeśli wcześniej przygotuję paletę kolorystyczną, to i tak wprowadzam ją dopiero, jak znak jest gotowy.
Poddajesz się presji na to, by Twoje znaki były oryginalne i niepowtarzalne?
Chyba uodporniłam się na pewne zjawiska i komentarze. Zbyt wiele razy widziałam na Facebooku dyskusje pod projektem, że rzekomo dany znak przypomina jakieś istniejące już logo. Prawda jest taka, że na siłę można się „przyczepić” do każdego projektu, a naprawdę rzadko jest to zamierzony plagiat. Osobiście jestem daleka od wytaczania ciężkich dział, nawet jeśli widzę coś podobnego do mojej pracy, ale co jest jednocześnie podparte sensownym procesem i widać wyraźnie, z czego wynika.
Wszyscy przeglądamy internet, inspirujemy się tym samym, żyjemy w pewnej bańce, poza którą nie mamy szansy wyjść. Mamy dużo obrazów zapisanych w głowie, które też mają wpływ na to, jak pracujemy i co tworzymy. Naprawdę trudno byłoby dziś stworzyć coś absolutnie oryginalnego i całkowicie innego od znaków, które już gdzieś ktoś zaprojektował. Dlatego nie warto poddawać się tej presji i ufać procesowi, przez który się przeszło podczas projektowania.
Jak w Twoim przypadku wygląda praca z klientem?
Z reguły na początku jest rozmowa, podobna do naszej. Chodzi o to, żeby się poznać. Klient opowiada oczywiście o marce, o tym, jak sobie ją wyobraża. Zazwyczaj to wszystko później sama briefuję, żeby zebrać wszystkie informacje.
Mam też taki zestaw pytań, który wysyłam mailem. Nie jest to żaden formularz. To chyba kwestia tego, że szewc bez butów chodzi i wynika po części z braku czasu, a po części z tego, że każdy projekt jest inny. Moje maile zawierają dosłownie 5-10 pytań, w zależności od tego, jak skomplikowany jest projekt. Zdarza mi się dołożyć 2-3 pytania do konkretnego tematu, ale nie więcej. Chodzi o to, żeby nie przytłoczyć klienta a stworzyć poczucie zaangażowania i wspólnego celu.
Jakie wytyczne w briefie uważasz za najbardziej wartościowe? Czy bierzesz pod uwagę to, że klient mówi, że po prostu nie lubi żółtego i tyle?
W pracy często jesteśmy w stanie argumentować pewne decyzje tym, że przecież nie projektujemy dla naszych klientów tylko dla ich grupy odbiorców. To do nich ma docierać znak. Nie zawsze jednak warto iść w zaparte. Dla mnie na przykład bardzo ważne jest, czego klient nie lubi i co mu się nie podoba i potrafi to nazwać.
Z tym żółtym to wcale nie jest takie głupie. Mój niedawny klient zaznaczył w briefie, że nie lubi zielonego. Z kolei mi ten zielony do znaku pasował i przedstawiłam taki projekt. Z jednej strony, klientowi moja praca się spodobała i przyznał, że byłby w stanie przymknąć oko na ten kolor. Potem jednak uznaliśmy, że to zbyt duża bariera i zmieniliśmy zielony na żółty.
W trakcie pracy nad projektem kolekcjonuję słowa w chmurę słów. To jest chyba taka najbardziej wartościowa i mierzalna rzecz, którą robię w ramach briefu i rozeznania potrzeb i oczekiwań klienta. W trakcie pracy ta chmura się rozrasta, dochodzą do niej nowe słowa, określenia, emocje, przymiotniki, smaki itd. Można z niej wyłuskać naprawdę wartościowe rzeczy. Załóżmy na przykład, że klient powie, że jego marka jest kwaśna, zielona, ale jednocześnie naturalna. Wtedy wiem, że nie nie mogę zrobić bardzo „toksycznej” identyfikacji, bo zgubię tę naturalność. Te słowa nie zawsze pojawiają się w pierwszym briefie, czasami trzeba wyłuskać je na dalszym etapie współpracy.
Co jest najważniejsze w pracy z klientem?
Bardzo lubię jak gramy w jednej drużynie, komunikujemy się, bo czasami pierwsze pomysły nie są trafione. Zdarza się niezrozumienie, czasami klient dobriefuje coś i drugi strzał jest trafniejszy i odpowiedniejszy do uzupełnionych założeń. Nie wszystko przecież da się wrzucić w tabelkę, a projektowanie to dość skomplikowana praca.
Tak naprawdę sytuacji, kiedy klient domaga się tylko znaku, jest coraz mniej. Logo najważniejsze jest w przypadku na przykład restauracji, ponieważ to jest ich największy nośnik, który jest jednocześnie szyldem. Zresztą teraz projektuję dla restauracji i widzę, że ten znak jest dla nich najważniejszy. Dla innych klientów raczej trzeba myśleć nie tyle o logo, ile o całym systemie. Projektuję całe key visuale, w których logo odgrywa oczywiście swoją rolę, ale nie jest najważniejsze. Zdradzisz, jak wygląda u Ciebie proces projektowania?
U mnie bardzo trudno byłoby go zdefiniować i opisać. Po pierwsze należę do osób, które muszą „przechodzić” projekt. Dopiero jak już zobaczę coś w głowie, to siadam do komputera. Jeśli nie mam pomysłu, to nie projektuję, bo wiem, że nic z tego nie wyjdzie. Tworzę za to moodboardy dla siebie i moodborady dla klienta. Potem zestawiam elementy, które się na nich znajdują i tak projektuję.
Szkicujesz na kartce czy wszystko od razu powstaje w komputerze?
Nie, nie szkicuję. Chyba te 9 lat nauki mnie trochę zraziło do ołówka (śmiech). Poza tym moje szkice zawsze są koślawe, zrobione długopisem na kartce. Większość z nich gubię i potem i tak odtwarzam to, co zapamiętałam. Żaden z nich nie nadaje się do pokazania.
Komputer jest więc podstawą Twojej codziennej pracy. Jako ambasadorka konkursu miałaś okazję przetestować ASUS ZenBook Pro Duo 15 OLED, jak wrażenia?
Od lat pracuję na sprzęcie innej marki, dlatego zderzenie z Asusem było dość kosmiczne.
Dwa wyświetlacze są bardzo kuszące jeśli chce się być ”mobilnym” projektantem. Na pewno nie jeden raz uratowałyby mnie w sytuacji, gdzie potrzebna mi większa przestrzeń robocza. Dużym zaskoczeniem dotykowe ekrany - trudno na początku się przestawić, ale przy dłuższym użytkowaniu fajnie może to się sprawdzać. Wiele produktów oceniam też pod kątem „wchodzenia na insta” ten zdecydowanie wchodzi :)
Masz bardzo wyrazisty styl jako projektantka. Czy to coś, co przyszło naturalnie?
Tak jakoś wyszło (śmiech). Zawsze lubiłam kontrasty, chyba dlatego, że mam słaby wzrok. Lubię mocne rzeczy, zestawienia elementów grubych z cienkimi, rzeczy rysunkowe i wektorowe. Nie planowałam tego, że będzie to jakiś „styl”. To, że możemy mówić o stylu, wynika raczej z ilości projektów, które robię. Plusem jest to, że klienci, którzy się do mnie zgłaszają wiedzą, czego mogą oczekiwać. Nie muszę za każdym razem szukać nowego języka wypowiedzi czy zastanawiać się, w jakim stylu projektować.
Zdradzisz, który z dotychczasowych projektów dał Ci najwięcej satysfakcji?
Prawdę mówiąc, z większością projektów mam tak, że dają mi frajdę. Mam bardzo szybki wyrzut dopaminy. Sporadycznie trafiam na zlecenie, którego nie chcę robić. Do zdecydowanej większości podchodzę z entuzjazmem i ciężko byłoby mi wskazać ulubiony projekt.
Oczywiście, na początku myślałam, że każde kolejne zlecenie to szansa zdobycia wszechświata. Teraz już wiem, że nie ma czegoś takiego jak „projekt życia”. Mam w portfolio kilka prac, które w mniejszym lub większym stopniu pozwoliły mi się pokazać w środowisku, ale w trakcie pracy nie myślałam o nich w ten sposób. To bardziej mieszanka szczęścia, regularności, pracy, pokazywania się w sieci i konsekwentnego tworzenia portfolio.
Największą satysfakcję daje mi efekt finalny. Moment, kiedy projekt jest skończony i wszyscy są zadowoleni. Proces projektowy to w jakimś stopniu zawsze jest zmaganie się ze sobą. Każdemu zdarzają się słabsze momenty i momenty skupienia, kiedy fajnie się wymyśla kolejne rzeczy. Trzeba też się zderzać z opinią klienta, a to nie zawsze jest miłe. A efekt finalny jest miły. A ja lubię miłe rzeczy.
Jakie wskazówki masz dla śmiałków, którzy zechcą zmierzyć się z zadaniem konkursowym #CreateAsUs?
Pamiętajcie, że #CreateAsUs to konkurs, który ma pokazać kreatywność, a nie wyłonić projektanta zmyślnego znaku. Tutaj chodzi o to, że nie ma żadnych ograniczeń w formie wypowiedzi czy języku wizualnym. Jedyne, co trzeba zrobić, to w kreatywny sposób zinterpretować nazwę konkursu. Organizatorzy stawiają na różnorodność prac. Dlatego na przykład jeśli ktoś ma swój styl, to wcale nie musi z niego rezygnować, może właśnie pokazać go w tym projekcie.
Zresztą takie konkursy otwarte, jak właśnie #CreateAsUs to jest po prostu fun. W nich się bierze udział po to, żeby się sprawdzić. Prace zgłoszone do konkursu może obejrzeć każdy, jest dużo nagród i wyróżnień, więc wielu uczestników może pokazać jakiś wynik. To fajna okazja dla osób, które budują portfolio albo zasięgi, bo przecież można użyć tego „#” dla oznaczenia pracy na własnym profilu. W tej edycji można zmierzyć się z naprawdę trudnym zadaniem. Jeśli ktoś sobie z tym poradzi, to myślę, że może już się uważać za wygranego lub wygraną.
Zainspiruj się projektem Martyny i pozostałych ambasadorów. Weź udział w konkursie #CreateAsUs, pokaż swoją interpretację hasła i wygraj komputer ASUS ZenBook Pro Duo 15 OLED, który wesprze Twój proces kreatywny.