Ilustratorka, graficzka i projektantka. Absolwentka ilustracji i projektowania graficznego na Camberwell College of Arts (University of the Arts London) i laureatka prestiżowego ‘It’s Nice That: The Graduates’ w 2018 r. Jej prace są znane z humorystycznego podejścia i ożywiania przedmiotów nieożywionych dynamiczną kreską.
Przy okazji Festiwalu Ilustrator odwiedzi Gdańsk już w najbliższy weekend.
Cześć, Aga! Czym ostatnio się zajmujesz?
Przygotowuję się do prowadzenia warsztatów na Festiwalu LUSTRATOR. Stworzyłam mały zine, w którym zamieściłam różne inspiracje oraz szczegółową instrukcję do warsztatów, a na co dzień pracuję jako senior designer w firmie Papier. Nasza główna działalność to projekty związane z papierem, ale rozszerzamy się też o lifestyle. W mojej pracy łączę aspekt techniczny i kreatywny – zajmuję się rozwojem produktów, co obejmuje wybór papieru, ustalanie wymiarów oraz szczegóły produkcyjne.
Aktualnie robię także ilustracje dla Zeit Magazine, ale dla dzieci.
A jaki jest temat tej ilustracji?
Tematem ilustracji jest postać Erica, który edukuje dzieci na różne ważne tematy. Ostatnio skupialiśmy się na kwestii odpowiedzialnej mody – zamiast wyrzucać ubrania, zachęcaliśmy do ich oddawania lub kupowania rzeczy, które posłużą dłużej. Ilustrowałam więc dużo latających ubrań, dzieci bawiących się razem w parku oraz wychodzących ubrań ze śmietników, tworząc obrazy, które mają zwrócić uwagę na te kwestie.
Czy twoja praca głównie opiera się na robieniu ilustracji dla dzieci czy dla dorosłych?
Powiedziałabym, że to jest może 30% to ilustracje dla dzieci, a 70% dla dorosłych.
Robiłam między innymi kampanię dla dzieci dla WWF UK w kolaboracji z Evermade, która miała na celu uświadamianie w kwestiach ochrony oceanów i dotacje ze sprzedaży dla WWF UK.
Skąd w ogóle pomysł, żeby zostać ilustratorką?
Moja odpowiedz pewnie będzie trochę banalna, bo ja lubiłam rysować od dziecka. Duży wpływ miały na mnie także ilustrowane książki i kreskówki. W moim domu również panowała artystyczna atmosfera – zarówno moja mama, jak i babcia rysują i malują, choć nigdy nie miały możliwości, by uczynić z tego karierę. Są nauczycielkami, więc rysowały głównie dla siebie, z pasji. Ja jestem pierwszą osobą w rodzinie, która może utrzymywać się z ilustracji i pracować w tym zawodzie.
Jako dziecko rzadko rysowałam ludzi. Owszem, kiedy chodziłam do plastyka w Lublinie, rysowałam modeli, portrety czy postaci na zajęciach z malarstwa. Jednak z czasem skupiłam się bardziej na obiektach. To ja nadawałam im emocje, których normalnie nie miałyby. Od zawsze towarzyszyła mi potrzeba nadawania charakteru i emocji rzeczom, które z natury tego nie mają.
Wspomniałaś, że byłaś w szkole plastycznej.
Tak, byłam w plastyku w Lublinie. Decyzja o pójściu tam nie wynikała tylko z mojej pasji do rysowania – moja mama uczyła w tej szkole, a ja mieszkałam 10 minut piechotą od niej, pierwsze kilka lat planowałam pójść na studia prawnicze, ale z biegiem czasu coraz bardziej poświęcałam się zajęciom kreatywnym.
Na ostatnim roku szkoły mój bliski przyjaciel, Igor Moritz, zasugerował, że możemy aplikować na studia w Wielkiej Brytanii, gdzie proces edukacji wygląda inaczej. Obawiałam się studiów w Polsce, gdzie czułam, że musiałabym podążać klasyczną drogą artysty, a ja wolałam rysować swoje rzeczy. W końcu zdecydowałam, że spróbuję w Anglii… I pojechałam.
I jak wyglądały studia w Anglii?
Wydawało mi się, że będzie trochę inaczej niż w Polsce, ale potem tak naprawdę to wyglądało tak samo, tylko w innym języku.
Czyli było klasyczne rysowanie i malowanie, tak?
Klasyczne rysowanie i malowanie były obecne, ale było też dużo swobody. Studiowałam ilustrację i grafikę, a jednocześnie połowa studentów na moim kierunku zajmowała się ceramiką, performance’em czy nawet tańcem. Każdy robił to, co chciał, jeżeli potrafił wytłumaczyć swoją interpretację zadań. Dopiero na ostatnim roku pojawiły się konkretne zadania, które pozwalały zobaczyć, jak wygląda praca w zawodzie. Wtedy, na trzecim roku, zaczęłam przyjmować zlecenia i zobaczyłam, że mogę na tym zarobić. Pomyślałam wtedy, że spróbuję zrobić z tego swój zawód, nie tylko pasję.
Czy na swojej drodze spotkałaś jakiegoś mentora, który Ciebie do tego zainspirował?
W moim przypadku miałam dużo szczęścia, choć na początku nie do końca wiedziałam, co chcę robić. Za każdym razem, gdy miałam wątpliwości, działo się coś, co upewniało mnie, że jestem na właściwej drodze. Przypadkiem złożyłam aplikację na London Illustration Fair, targi ilustracji w Londynie, i ku mojemu zaskoczeniu, dostałam miejsce. Nie miałam nic przygotowanego, więc w pośpiechu musiałam coś wydrukować.
Wtedy też spotkałam Thierry’ego Noir, którego prace widziałam wcześniej w Londynie. Miałam z nim krótką rozmowę, w której powiedziałam, że nie wiem, co robię i czy to w ogóle jest dla mnie. On odpowiedział, że tak naprawdę nikt nie wie i że mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem, bo ważne jest, aby zawsze szukać i próbować. To dało mi do myślenia – jeśli ktoś na jego poziomie kariery wciąż poszukuje, to znaczy, że ze mną wszystko w porządku. Trzeba się rozwijać i nie bać się próbować nowych rzeczy.
Czyli też szukasz nadal mimo rozpoznawalnego stylu?
Wydaje mi się, że właśnie w tym tkwi cała frajda – że można ciągle odkrywać coś na nowo i się rozwijać. Mam nadzieję, że zawsze będę do tego tak podchodzić.
Dwa lata temu poszłam trochę na skróty, znajdując stałą pracę, co dało mi możliwość większej swobody. Czasem, oczywiście, rozmawiam z klientem i mogę spróbować czegoś nowego, ale tak jak mówisz, zwłaszcza po studiach, kiedy masz już kilka dużych zleceń, trudno jest wyjść poza to, co już zrobiłeś. Klienci często chcą powtórzenia tego, co widzieli w portfolio. Na przykład w 2021 roku zrobiłam gify dla Nike, po czym zaczęłam dostawać prośby o bardzo podobne zlecenia. Część z nich odrzuciłam, bo czułam, że już to zrobiłam i nie chcę się powtarzać, do każdego zlecenia staram się podchodzić ze świeżymi pomysłami.
To opowiedz więcej o tym zleceniu dla Nike. W jaki sposób pozyskujesz takie współprace? Masz jakiegoś agenta?
Nigdy nie miałam agenta, zawsze byłam swoim własnym agentem. Pierwszy rok po ukończeniu szkoły był kluczowy. Złożyłam aplikację do konkursu „The Graduates” organizowanego przez It’s Nice That, który do 2018 roku był ograniczony do absolwentów z Wielkiej Brytanii. W 2018 roku po raz pierwszy mogli zgłaszać się artyści z całego świata, i udało mi się wygrać w kategorii ilustracji jako jedna z dwóch osób. To otworzyło mi drzwi do większych zleceń, które poprawiły moją obecność w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Instagramie oraz wzbogaciły moje portfolio. Później, w 2020 roku, zrealizowałam przełomowe zlecenie dla Lazy Oaf. Pracowałam nad tym projektem przez dwa lata przed jego premierą, ale to zlecenie przyniosło mi wiele nowych możliwości.
Często miałam szczęście, że klienci wracali do mnie, jak w przypadku Lazy Oaf czy Laurence & King Publishing, z którymi współpracowałam przy różnych projektach. Myślę, że to efekt szczęścia, mediów społecznościowych i poleceń. Po ukończeniu studiów wysłałam kilka pocztówek z moimi ilustracjami oraz linkiem do mojej strony internetowej i profilu na Instagramie, myślę, że to też zadziałało.
Jak odnajdujesz się w sytuacji, w której musisz łączyć swój autorski styl z oczekiwaniami dużych marek, które mają swoje briefy i muszą sprzedać produkty? W jaki sposób walczysz o swoje na tym polu ilustracji?
Trochę muszę walczyć, ale nie jest to dla mnie bardzo trudne. Kiedy dostaję określony brief, wykonuję to, o co zostałam poproszona, ale staram się również wprowadzać własne pomysły. Zazwyczaj wysyłam dodatkowy szkic, który wydaje mi się lepszy lub bardziej odpowiedni. Często udaje mi się zainicjować rozmowę, która prowadzi do zmian.
Czy kiedyś zrezygnowałaś ze zlecenia, bo po prostu wiedziałaś, że to nie idzie w dobrym kierunku?
Zrezygnowałam ze zlecenia kilkukrotnie.
Już podczas procesu?
Tak, zdarzyło mi się to kilka razy, głównie na początku procesu. Na przykład, rzadko rysuję ludzi, więc jeśli otrzymuję zlecenie w tej kwestii, to zazwyczaj informuję klienta. W jednym przypadku poproszono mnie o stworzenie portretów na podstawie inspiracji innego artysty. Odesłałam wtedy link do jego portfolio, tłumacząc, że to nie jest mój styl. Zdarzyło mi się także odmówić kilku zleceniom z powodów osobistych. Na przykład, nie chciałam ilustrować kampanii dla miejsc, takich jak SeaWorld, które mają złą reputację i nie zapewniają odpowiednich warunków dla zwierząt.
Czy uważasz, że w pracy ilustratorki czy ilustratora istnieje taki wewnętrzny kompas moralny?
Tak, zdecydowanie. Staram się kierować swoim kompasem moralnym, ponieważ moja ilustracja opiera się na emocjach i nadawaniu charakteru. To, co tworzę, ma wpływ na innych, a często otrzymuję komentarze, które nie dotyczą technicznych aspektów, jak kolory czy kompozycja, lecz emocji, które wywołuje moja praca. Jeśli nie zgadzam się z czymś, to trudno byłoby mi przekazać emocje w moich ilustracjach, ponieważ nie chciałabym być częścią czegoś, co nie odzwierciedla moich wartości.
Pewnie to podejście daje ci też taką pewność, że nie masz się czego wstydzić.
Wrócę do Twojej ilustracji, ale już porozmawiamy teraz konkretnie o procesie, o tym jak wyglądają twoje postacie, kompozycje, pomysły itd. Czy styl pojawił się od razu?
Mój styl nie pojawił się od razu. W liceum robiłam dużo kolaży, które były monochromatyczne i wykorzystałam różne materiały, Po maturze pojechałam do Berlina i wzięłam ze sobą szkicownik i marker. Chciałam po prostu mieć coś przy sobie, bo ciężko byłoby mi pracować w tej technice, w której pracowałam w liceum.
Wtedy zobaczyłam też wystawę Stefana Marxa, co zainspirowało mnie do rysowania prostą, czarną kreską. Teraz zawsze zaczynam od rysowania, a także od mapy myśli, zanim przejdę do konkretnej ilustracji. To pomaga mi zorganizować pomysły i przekształcić je w bardziej szczegółowe prace.
Zaczynam od tego, po co to robię, co chcę tym przekazać, co ktoś jak to zobaczy, pomyśli albo czego klient oczekuje ode mnie.
Staram się zrozumieć odbiorcę i cel projektu, a potem myślę, jak to mogę zrealizować. Robię sporo notatek, a później zaczynam szkicować w szkicowniku.
Większość moich klientów wymaga, aby finalne prace były w formacie wektorowym, więc nie mogę po prostu zeskanować szkicownika. Rysuję na iPadzie, kiedy mam już podstawowy czarno-biały szkic kompozycji. Następnie dobieram kolory, a na końcu pracuję w Adobe Illustratorze, jeśli jest to potrzebne.
Korci Ciebie, aby Twoje rzeczy zanimować?
Tak, chciałabym robić więcej animacji, ale wiem, że muszę się nauczyć, bo to zajmuje mi bardzo dużo czasu. Robiłam gify i animacje poklatkowe na iPadzie, co wymaga mnóstwa energii. Dla Nike miałam szczęście współpracować z motion designerem, który pomógł mi w Adobe After Effects i usprawnił wiele rzeczy. To była świetna okazja, by nauczyć się podejścia do storyboardu.
Zwykle najpierw tworzę ilustrację, a potem myślę o animacji, ale w przypadku Nike zaczęliśmy od pomyślenia, jak animacja będzie wyglądała w ruchu, a potem do tego tworzyliśmy ilustracje. To ułatwia wiele aspektów pracy, bo mogłam przemyśleć różne detale i skrócić niektóre etapy, bo wiedziałam, jak ma to wyglądać w ruchu.
Wcześniej podchodziłam do animacji odwrotnie — najpierw tworzyłam ilustrację i później próbowałam ją animować. Współpraca z motion designerem pozwoliła mi nauczyć się wielu rzeczy, a ja bardzo chciałabym robić więcej animacji, więc muszę się jeszcze sporo nauczyć, ucząc się „na robocie”.
Na festiwalu ILUSTRATOR będziesz sprowadziła warsztaty z ilustracji kulinarnej. Czy to też jest jakiś bardzo duży obszar twojej działalności, że ilustrujesz przepisy albo robisz rysunki do magazynów kulinarnych? Powiedz, jak to wygląda?
To się zaczęło z Lazy Oaf, bo moja pierwsza kolekcja dla nich nazywała się Grow Your Own i była oparta na ogrodzie, ogrodnictwie — warzywa, owoce, kwiatki. Była bardzo popularna. Dostałam kilka zleceń od różnych restauracji, na przykład od Balans London czy serii gastronomicznych pop-upow Ginn Khao, albo plakaty oparte na charakterach jedzenia, warzyw itd. W trakcie pandemii wzięłam udział w inicjatywie Still Here, Still Alive, gdzie co tydzień dodawano zdjęcie martwej natury, a ilustratorzy z całego świata ilustrowali.
Byłam jednym z pierwszych, którzy się w to zaangażowali, a projekt urósł do dużej skali, pomagając wielu ilustratorom w rozpoczęciu kariery. Wydaje mi się, że im więcej ilustruję warzyw i owoców, tym więcej klientów przychodzi z prośbą o rysunki związane z jedzeniem. Poza tym bardzo lubię gotować i zbieram książki kulinarne w wolnym czasie, więc to zlecenie, któremu nie odmówię, raczej przez długi czas.
To jak już jesteśmy przy tym, czego nie odmówisz, to powiedz, jakie jest Twoje zlecenie życia?
Zlecenie życia to byłby projekt butów. Bardzo lubię zbierać buty, różne, dziwne i kolaboracje marek z artystami. Więc jeśli na przykład przyszedłby do mnie Adidas i powiedział, że potrzebuje jakiegoś szalonego buta z marchewką, to bym na pewno nie odmówiła.
Chciałem dopytać jeszcze o dwie, trzy ostatnie rzeczy. Żyjesz i pracujesz w Anglii, w Londynie, czy masz jakiś kontakt z ilustratorami, ilustratorkami z Polski na przykład? Albo czy ty jako Polka pracująca na tamtym rynku czasem starasz się przemycać jakieś motywy, które są bardzo ci bliskie, związane z dzieciństwem albo z jakąś częścią kultury wizualnej polskiej?
Z ilustratorami w Polsce mam kontakt wirtualny, bo nie za często, zwłaszcza teraz po pandemii, jestem w Polsce, nie tak często jak chciałabym być. Mam też kontakt z kilkoma osobami, które pracują w Londynie, są z Polski, czy mój przyjaciel Igor, czy ostatnio zorganizowałam warsztaty i studio visit z Piotrem Jaroszem (I Make Books), dla moich współpracowników z Papier. Znam też parę osób, które są z Polski, mieszkają w Londynie, więc mam z nimi kontakt.
Zawsze się staram przemycać w ilustracjach jakieś małe rzeczy, które są bliskie mojemu sercu. Czasem klienci tego nie rozumieją, czasem tego nie zauważają, na przykład gdy rysuję bociana, bo tutaj nikt nie wie, co to jest, nikt nigdy nie widział bociana. Ale ja sobie rysuję, jak leci pod chmurą, bo mi się kojarzy, jak u mojej babci były bociany na słupie przy drodze. Więc na pewno przemycam trochę tych motywów.
To będę teraz Bociana wypatrywał w twoim portfolio! A powiedz, na miejscu należysz do jakichś stowarzyszeń ilustracyjnych albo do jakichś nieformalnych grup, albo spotykasz się z ilustratorami z Londynu?
Mam wielu znajomych z targów ilustracji, a szczególnie z inicjatywy DIY Art Market, która odbywa się co kilka miesięcy w Londynie. Uczestniczę w niej od pięciu czy sześciu lat, co sprawia, że regularnie spotykam podobne osoby. Wspomnę także o London Illustration Fair, a także o ELCAF, który niestety już nie istnieje. Te wydarzenia przyciągały uczestników z całego świata, na przykład corocznie przyjeżdżali ludzie z Korei Południowej czy USA. Dzięki tym targom i warsztatom nawiązałam wiele cennych kontaktów.
Gdy moi znajomi są w Londynie, czasem się spotykamy, a ja do tej pory wystawiam się na tych targach. Choć zdarza się, że nie mogę się przygotować tak, jakbym chciała, staram się zawsze być obecna, niezależnie od tego, czy mam stoisko, czy nie. Po targach często wybieramy się do pubu lub na prywatne otwarcia i wystawy. Mimo że Londyn to ogromne miasto z prawie 9 milionami mieszkańców, łatwo odnaleźć się w tym środowisku, ponieważ często spotyka się te same znajome twarze.
Wspomniałaś już kilka razy o targach. Co tam sprzedajesz? Czy głównie plakaty, czy także inne produkty, które wykonujesz?
Kiedyś miałam sklep internetowy i wysyłałam swoje prace, ale gdy zaczęłam pracę w Papier, okazało się, że logistycznie było to trudne i nie zawsze opłacalne. Na targach zaczynałam od plakatów i pocztówek, ponieważ, jako że dopiero zaczynałam po studiach, miałam ograniczony budżet. Łatwiej było mi zrobić plakat niż na przykład serię koszulek, wyszywane czapki czy torby.
Teraz jednak oferuję koszulki i różne akcesoria, takie jak czapki czy inne drobiazgi. Zauważyłam, że ludzie chętnie kupują rzeczy, które mogą nosić. Sama też tak mam – kupuję mnóstwo książek i mam dużo plakatów, ale w pewnym momencie brakuje mi miejsca na ich powieszenie. Jeśli jednak natknę się na koszulkę z fajnym nadrukiem, nie mogę się jej oprzeć, bo mogę ją nosić. Dlatego staram się co jakiś czas tworzyć coś, co ludzie mogą używać, a nie tylko oglądać.
Ostatnie pytanie, które mam do ciebie, dotyczy twojego wystąpienia na ILUSTRATORZE, opowiedz kilka słów o nim.
Mam nadzieję, że będę mogła szczerze opowiedzieć o pracy ilustratora za granicą, o swoich doświadczeniach ze studiów, a także o tym, jak podchodzić do ilustracji z humorem. Często słyszę, że moje prace mają humorystyczny charakter, co mnie cieszy.
Chciałabym również podzielić się swoimi doświadczeniami w poszukiwaniu i rozwijaniu własnego stylu, a także tym, jak nie wpadać w pułapkę porównań i presji. Często na moich wykładach pytają mnie, jak znaleźć swój styl, więc mam nadzieję, że uda mi się przybliżyć ten temat oraz porady dotyczące radzenia sobie z porażkami.
Ponadto, jako ilustratorka pracująca i mieszkająca w Londynie, chciałabym otworzyć drzwi do możliwości pracy za granicą dla polskich ilustratorów. Wiem, że wiele osób z Polski odnosi sukcesy w tej branży, i mam nadzieję, że uda mi się zainspirować innych.
Dzięki wielkie za rozmowę.
Na Festiwalu Ilustrator spotykamy się już 12 października. Bilety wciąż kupicie za pośrednictwem strony internetowej.